W domu Janiny i Ryszarda Sawków w Kołaczach, (gm. Stary Brus) brakuje wszystkiego. Mają siedmioro dzieci. Mimo ogromnej biedy w domu jest czysto i wesoło. Radzą sobie. Mówią, że ludzie mają jeszcze gorzej.
Dwa lata temu część domu spłonęła w pożarze. Gmina pomogła w odbudowie. Dali też krowę, świnię. Dzisiaj utrzymują się z zasiłku rodzinnego. 120 zł miesięcznie. Nie pracują, bo na wsi stałej pracy nie ma. W PGR-ach była praca i płaca. O takie rodziny jak Sawkowie dbali inni. Teraz pozostawieni samym sobie nie narzekają.
– Dwie córki wyszły już za mąż. Pozostałe dzieci jeszcze się uczą – mówi Janina Sawka. – Dwóch synów jest w OHP we Włodawie. Przyjeżdżają tylko w soboty. Córka szkołę rzuciła, bo nie mieliśmy na opłacenie praktyk. Pomaga w domu. Gdzie się da zarobić, tam chodzimy. Pieniędzy zawsze brakuje. W lecie zbieramy jagody, grzyby. Najgorzej jest zimą. Chłopcy chodzą w adidasach, bo nie mam za co butów im kupić. Kurtki też by się przydały, ale co zrobić. Mamy swoje mleko, króliki. Ugotuję kartofli, upiekę razowca i tak żyjemy. Bieda to jeszcze nic. Cieszymy się, że jesteśmy zdrowi.
Sawków wspiera opieka społeczna. Opłaca im światło, wspomaga finansowo. – Syn korzysta z dożywiania w gimnazjum – mówi Wiktoria Rejch, kierownik GOPS w Starym Brusie. – Faktycznie jest im ciężko. Pieniądze, które dajemy, 150–200 zł miesięcznie, nie zaspokoją ich potrzeb. Podziwiam ich, że mimo to sobie radzą i jeszcze potrafią się śmiać.
60-letni Sawka gospodarzy na 2 hektarach ziemi. Nie ma pieniędzy na opłacenie KRUS, więc na unijne dopłaty liczyć nie może. Pomaga sąsiadom w polu. – Dadzą coś zjeść i parę złotych zapłacą – mówi. – Kiedyś w lesie była robota, ale później i to się urwało. Nikt mnie teraz nie zatrudni. Jestem za stary, z młodymi nie mam co się równać. Klepiemy tak tę biedę, bo co mamy zrobić. Biadolenie nic tu nie pomoże.