Gdyby zrobić ranking lubelskich szopek najchętniej odwiedzanych przed wojną w Lublinie – w pierwszej trójce znalazłby się kościół bernardyński, Kapucynów i Św. Ducha.
Wynalazcą szopki był Św. Franciszek z Asyżu. Pierwszą szopkę zbudował w wiosce Greccio koło miasta Rieti w 1223 roku. W grocie, służącej mu do kontemplacji, umieścił żywego osła i woła. Jego szopka była pierwowzorem jasełek, które opowiadały o Narodzeniu Pańskim.
Ale zanim w koiciele pojawiły się jasełka, wcześniej księża lub zakonnicy odgrywali tzw. dramatyzacje liturgiczne, będące rodzajem współczesnego oratorium. Najwcześniej mogli je oglądać wierni w nieistniejącym kościele św. Michała na Starym Mieście w Lublinie.
Dziś szopkę z zabytkowymi figurami można zobaczyć w klasztorze Kapucynów przy Krakowskim Przedmieściu – gdzie kultywuje się franciszkańską tradycję. Fotografowaliśmy je, gdy posłusznie czekały w kolejce na ustawienie. Trzej królowie czekali w powadze, Matka Boska cicho się modliła, pastuszkowie się rozglądali po kaplicy. Owieczka z oberwanym uchem spoglądała na sianko, Jezusek czekał, żeby wziąć go na ręce.
Wzruszające figurki znajdują się w kościele powizytkowskim przy ul. Narutowicza, gdzie zachował się nawet anioł kiwający głową po wrzuceniu pieniążka. Dostojne wielbłądy – w kościele bernardyńskim.
Wielkim powodzeniem cieszyła się przed wojną tajemnicza i malownicza szopka w katedrze.
Dziś na fali patriotycznych uniesień i radosnej twórczości kościelnych plastyków dawne szopki odchodzą w zapomnienie. A szkoda, bo na wydanych ostatnio znaczkach związanych z Bożym Narodzeniem są bombki i gwiazda. A nie ma najważniejszej postaci: Dzieciątka Jezus.