Nonesuch/Warner
Niewątpliwie byłby to koncert bogatszy w różne formy muzyczne, koncepcje aranżacyjne i brzmieniowe, a przede wszystkim zorientowany na utwory wokalno-instrumentalne, a nie instrumentalne. I choć wszystkich muzyków, których granie złożyło się studyjny kształt "Homeland”, byśmy nie zobaczyli na scenie, to z pewnością byłaby ona bardziej zaludniona ciekawymi artystami niż w przypadku "Improvisations”.
Usłyszeliśmy jednak coś specjalnego, unikatowego. Laurie Anderson, John Zorn i Bill Laswell odmalowali swoimi improwizacjami wrażenia, jakie odnieśli spacerując po Lublinie. To była muzyka o mieście, do którego przyjechali. "Homeland” jest zaś zbiorem 12 utworów o Stanach Zjednoczonych Ameryki.
Niektóre sprawy opisywane i komentowane przez Anderson są podobne do naszych. W singlowej piosence „Only an Expert” artystka krytykuje m.in. różnej maści specjalistów, którzy pojawiają się w mediach jako gadające głowy mające wyjaśnić jakiś problem, a robią to w sposób urągający zdrowemu rozsądkowi.
W paru innych numerach także pojawiają się tematy, które w pewnej mierze przekładają się na nasze doświadczenia. Jednak większość zagadnień jest bardzo specyficzna dla USA i z naszego punktu widzenia to tylko ciekawostki zza Wielkiej Wody.
Muzycznie "Homeland” nie jest tak atrakcyjnym albumem jak "Big Science” (1982), "Mister Heartbreak” (1984) i "Strange Angels” (1989). Ale po pierwszym przesłuchaniu wydaje się lepszy od poprzedniego longplaya Amerykanki – "Life on a String” (2001). Generalnie, podobnie jak on, jest dość wyciszony i kameralny, ale bardziej udany kompozytorsko i bardziej zróżnicowany aranżacyjnie.
Na "Homeland” mniej jest utworów ruchliwych i rytmicznych niż na pierwszych albumach. Są trzy takie. Jeden to skoczna, technojazzowa piosenka "Only an Expert”. Drugi – najlepszy w zestawie kawałek "Bodies in Motion”, który porusza ciało słuchającego przyjemnie rozkołysanym rytmem oraz zakręca w głowie zmysłowym, melodyjnym wokalem i pieprznymi, freejazzowymi dźwiękami saksofonu. Trzeci – mało wyrazisty numer "The Beginning of Memory”, będący fuzją world music i jazzu.
Centralnym utworem longplaya jest 11-minutowy, mówiony numer "Another Day in America”, w którym elektronicznie zmaskulinizowanemu głosowi Anderson towarzyszy statyczny i rozrzedzony, ambientowy akompaniament.