To prawda, pierwszych 25 minut filmu, jest wyśmienitych, szczególnie sceny tuż przed katastrofą samolotu.
Mimo to (a może dlatego?) udaje mu się uniknąć roztrzaskania samolotu, który ma awarię techniczną i Whip ląduje na łące, ocala większość pasażerów (ginie sześć osób) i staje się bohaterem mediów. Jednak wkrótce rusza śledztwo, bo w organizmie pilota znaleziono alkohol i narkotyki.
To pewnie jedna z najlepszych ról w karierze Washingtona (nominacja do Oskara), który koncertowo wciela się w pilota - alkoholika. Sam film to podręcznikowe studium uzależnienia od alkoholu. Czy coś zgrzyta w "Locie"? Niby odbiega od hollywoodzkich schematów, na pewno nie jest to obraz cukierkowy. Sęk w tym, że nie zbliża się nawet do granicy wytrzymałości przeciętnego widza. To mimo wszystko przystępny film, który szczędzi nam najbardziej drastycznych obrazów i szczegółów związanych z upadkiem człowieka uzależnionego.
Bardziej przejmujący od Washingtona był Janusz Gajos w pamiętnym "Żółtym szaliku”. Stawiam też orzechy przeciwko dolarom, że o niebo bardziej poruszający obraz alkoholika walczącego z nałogiem zobaczymy w szykowanej przez Wojciecha Smarzowskiego ekranizacja powieści "Pod Mocnym Aniołem” z Robertem Więckiewiczem w roli głównej.