Wychowałeś się na filmach Louisa de Funèsa? Masz zły humor? Dobrze się bawiłeś na "Jeszcze dalej niż Północ”? To film dla Ciebie.
Lata 90. poprzedniego wieku. Belgijski celnik, który nie znosi Francuzów, zostaje zmuszony do współpracy z nimi w czasie likwidacji granicy między tymi krajami. Akcja tej piankowo lekkiej i niewymuszenie zabawnej komedii obyczajowej z motywem miłosnym toczy się we francuskim Courquain i w belgijskim Koorkin.
Kto śmiał się do łez z perypetii pocztowca delegowanego na północ Francji może grymasić, że nowy film Boona jest rozwodniony i wtórny, i nie tak bardzo śmieszny. Ale nawet największy ponurak i malkontent będzie chichotał przynajmniej kilka razy.
I to nie tylko, dlatego, że fałszywy pacjent wyjeżdża na noszach przez otwarte drzwi ambulansu (właściwie amblansu – ale to wiedzą ci, co widzieli) na szosę.
Internauci na forach polecają sobie ten film, recenzenci raczej chwalą. Zwykli widzowie wychodzą z seansu w szampańskich nastrojach. Nawet, jeśli nie z bolącymi od śmiechu brzuchami.
Zdecydowanie bardziej film chwalą ci, którzy wychowali się na filmach Louisa de Funèsa. To jest ten styl i humor, celnicy chwilami zachowują się jak żandarmi z Saint-Tropez. Nawet właścicielka upadającej granicznej restauracyjki "Ziemia niczyja” jest jak wyjęta z filmów de Funèsa.
Ale wszyscy młodzi widzowie, których historyczna porcja filmowej francuskiej sztuki komediowej ominęła – powinni sprawdzić czy ten typ humoru im odpowiada. Ze strzelaninami, pościgami samochodów i kryminalnym wątkiem przemytu narkotyków. Tylko, że te wszystkie strzelaniny, pościgi i przemytnicy…
agdy