Plenerowym koncertem w składzie poszerzonym o byłych wokalistów uczczą w sobotę (29.08) swój jubileusz Suflerzy.
A ile zagranych koncertów – tego nie jest w stanie zliczyć już nikt. Jedno jest pewne: grupa Romualda Lipko, Krzysztofa Cugowskiego i Tomasza Zeliszewskiego to gigant i legenda. Ma co świętować.
Lubelska grupa za początek swojej profesjonalnej działalności uznaje 1974 rok. A dokładnie sesję nagraniową z 2 lutego, która zaowocowała piosenką "Sen o dolinie”. Utwór zaczynający się od słynnych słów Adama Sikorskiego "Znowu w życiu mi nie wyszło” paradoksalnie stał się wielkim krajowym przebojem. Przez kilka miesięcy był najczęściej odtwarzanym utworem we wszystkich programach Polskiego Radia.
Kolejne trzy sesje w 1974 roku nie były tak owocne, ale już następna przyniosła kolejny wielki hit – "Cień wielkiej góry”. Monumentalny utwór progrockowy będący hołdem dla lubelskich alpinistów, którzy w wakacje zginęli w Himalajach, miał premierę radiową jesienią i przez sześć tygodni królował na Liście Przebojów Rozgłośni Harcerskiej.
Także plebiscyty podsumowujące 1974 rok były dla Budki Suflera bardzo pomyślne. W rankingu Rozgłośni Harcerskiej w kategorii Najpopularniejsi wśród krajowych wykonawców lublinianie byli na pierwszym miejscu. Przebojem roku okrzyknięto "Cień wielkiej góry”.
W podsumowaniu miesięcznika "Non Stop”, równie znaczącego wtedy medium, Suflerzy zaistnieli w trzech kategoriach: Zespoły – trzecia pozycja, Talent – pierwsza, Przeboje – trzecia dla "Cień wielkiej góry”, Wokaliści – trzecia dla Krzysztofa Cugowskiego i Propozycje nagrań płytowych – pierwsza dla lubelskiej grupy.
Następny rok przyniósł debiutancki album, kolejne przeboje, pierwsze występy na prestiżowych festiwalach i pierwsze numery wycięte kolegom przez wokalistę. Kolejny rok – drugi longplay, następne hity i kolejne fanaberie Cugowskiego.
W 1977 roku nie było już wielkich sukcesów. Za to frontman zażądał wyeksponowania własnego imienia i nazwiska w nazwie kapeli. Zespół nazywał się wtedy Budka Suflera i Krzysztof Cugowski.
Konflikt gonił konflikt i w końcu Romuald Lipko zakomunikował zespołowi, że nie widzi możliwości dalszej współpracy z Cugowskim i z dniem 1 stycznia 1978 roku przestaje on być członkiem grupy. Najpierw zastąpił go Stanisław Wenglorz. Współpraca była burzliwa, dyskusyjna artystycznie i nie przyniosła sukcesów. Trwała bardzo krótko.
Jednak już z kolejnym następcą Romualdem Czystawem Suflerzy powrócili na listy przebojów. Wydali dwa hitowe albumy. Zagrali mnóstwo fajnych koncertów.
Bardzo częste koncertowanie odbiło się na głosie Czystawa. Zdarł sobie gardło do tego stopnia, że musiał opuścić zespół. Następcę wynalazł Jerzy Janiszewski w postaci Felicjana Andrzejczaka, którego usłyszał w radiu w popowych piosenkach.
Pod niemały głos nowego śpiewaka Lipko skomponował "Jolkę”, która w dużej mierze dzięki znakomitemu tekstowi Marka Dutkiewicza stała się wielkim przebojem. Potem były jeszcze dwa superprzeboje – "Czas ołowiu” i "Noc komety”.
Karierę Andrzejczaka w Budce Suflera pokrzyżował pierwszy jubileusz. Na swoje dziesięciolecie zespół postanowił wydać besta i nagrać na nowo kilka starszych szlagierów. Postanowiono, że piosenki z czasów Cugowskiego zaśpiewa jeszcze raz on sam.
Kiedy popisowo i charakternie wykonał swoje partie, stwierdzono, że nie ma sensu kontynuować współpracy z popowym wokalistą i trzeba poprosić o powrót pierwszego śpiewaka.
Z Cugowskim grupa dotrwała do kolejnego jubileuszu, a potem świętowała z nim następne. Na dwudziestolecie odbyło się efektowne tournee z bardzo udanym koncertem w Sopocie. Został on zarejestrowany i wydany na albumie.
Widząc chyba, że obchody są świetnym narzędziem promocyjnym, na kolejne jubileuszowe święto kapela nie czekała dziesięć lat. Już w 1999 roku ruszyła w specjalną trasę koncertową wraz z Felicjanem Andrzejczakiem i Romualdem Czystawem. Jej apogeum był bardzo pozytywnie przyjęty występ w katowickim Spodku.
Jednak dopiero na trzydziestolecie, organizowane już po wszystkich wielkich sukcesach związanych z "Nic nie boli tak jak życie”, "Balem wszystkich świętych” i trochę mniejszych związanych z "Mokrymi oczami”, Lipko i S-ka przygotowali coś naprawdę ekstra. W Opolu na Krajowym Festiwalu Polskiej Piosenki formacja wystąpiła z gośćmi specjalnymi – Garym Brookerem i Garou.
Wydała też album "Jest” nagrany w legendarnym kalifornijskim studiu The Village z udziałem wybitnych amerykańskich muzyków i z tekstami napisanymi przez sławnego pisarza Jonathana Carrolla.
35-lecie nie wygląda już tak różowo. Grupa ma problemy z opublikowaniem nowego albumu. Jego premiera jest wciąż przekładana. Singlowe piosenki nie odniosły sukcesu. Koncerty odbywają się głównie w bardzo małych miejscowościach i niezbyt prestiżowych miejscach.
W Lublinie Suflerzy mieli zagrać na placu Zamkowym, ale skończyło się na występie w galerii handlowej. Udało się wprawdzie zorganizować jubileuszowy koncert na Sopot Hit Festiwal transmitowany przez TVP2, ale nie obfitował on w oszałamiające atrakcje. Pozytywnymi zaskoczeniami były tylko niezła scenografia i duet Krzysztofa Cugowskiego z Ireną Santor w "Jest taki samotny dom”.
Ale może sławna kapela nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa podczas tego nieco naciąganego jubileuszu. Może nowy longplay, do którego wydania ma dojść ostatecznie w listopadzie, będzie przynajmniej tak dobry jak numer z ostatniego singla "Sięgnąć gwiazd”. Może koncert, który ma się odbyć w najbliższą sobotę w Nałęczowie, dostarczy jakichś niesamowitych wrażeń?
Koncert będzie muzycznym dodatkiem do odbywających się od czwartku Międzynarodowych Zawodów Balonowych. Zacznie się on ok. godz. 19. Miejsce: tereny zielone przy ul. Harcerskiej. Wstęp wolny.
Najważniejsze albumy
1975 Cień wielkiej góry
Kultowy, legendarny, klasyczny – fani zespołu i wielu dziennikarzy muzycznych darzy debiutancki longplay Suflerów wyjątkową estymą. Faktem jest, że był on jednym z pierwszych polskich albumów z progresywną muzyką rockową i zawiera świetne utwory "Cień wielkiej góry”, "Jest taki samotny dom” i "Z dalekich wypraw”. Ostatni z nich to zarazem finałowa część suity "Szalony koń” – i jedyna dobra. Nagrania nie brzmią dobrze, co jest winą fatalnego realizatora, zresztą ówczesnego szefa Wydziału Realizacji PWSM.
1976 Przechodniem byłem między wami
Dziwna sprawa. Album zdecydowanie lepszy od pierwszego jako całość i z najlepszą piosenką w całej karierze Suflerów (zalatująca tradycyjną ruską melodyką "Pieśń niepokorna”). A jednak nie tak celebrowany jak "Cień wielkiej góry”. Ogólnie biorąc, do progrockowych koncepcji grupa dołożyła tu soulowe smyczki (chyba syntetyczne) i także dość soulowy wokal Cugowskiego (o wiele dojrzalszy niż rok wcześniej!). Wyszła naprawdę rzadkiej i pięknej urody płyta, na której udały się nawet większe formy ("Konie już czekają przed domem”, "Najdłuższa droga”).
1982 Za ostatni grosz
Drugi album z Romualdem Czystawem – bardziej rockandrollowy, skoczny, ale bez wyrazu, strasznie monotonny. Jednak ważny z powodu piosenki tytułowej. Opatrzona rewelacyjnym, marzycielsko-eskapistycznym tekstem Marka Dutkiewicza świetnie sprawdziła się w mrocznym czasie stanu wojennego. Prawdziwym szokiem była warstwa instrumentalna. Ta nowoczesna i zgrabna hybryda popowo-funkowo-rockowa była jak mocny podmuch świeżego powietrza. Wraz z nagraniami Maanamu bardzo pozytywnie wpłynęła na gusty polskich słuchaczy.
1984 Czas czekania, czas olśnienia
Krzysztof Cugowski znowu w Budce Suflera – i w dobrej formie. Tomasz Zeliszewski debiutuje jako bardzo dobry tekściarz. Romuald Lipko proponuje jeden ze swoich najbardziej udanych numerów – epicki, noworomantyczny "Czas czekania, czas olśnienia”. Jest jeszcze równie dobra piosenka "Cały mój zgiełk”, lecz w zupełnie innym, bardziej tradycyjnym stylu. Od niej zaczyna się szósty longplay. Ale, niestety, na tych dwóch numerach kończą się pozytywy płyty. Zespół prezentuje się na niej nie tylko niezdecydowany gatunkowo, ale również w dużej mierze kiczowaty (klawisze).
1993 Cisza
Zaskakujący powrót Suflerów do formy po kilku przeciętnych albumach. Rozpoczyna się zabawnym wstępem, w którym zaprezentowano coś w rodzaju studyjnej rozgrzewki przed właściwą sesją nagraniową. A potem mamy killera za killerem. Dostojna i pełna feelingu "Cisza jak ta”. Niepokojący i mocny "Ragtime”. Porywające i gorące "Młode lwy”. Kołyszące i radiowe "Twoje radio”. Epicki i wzruszający "Czas wielkiej wody”. I tak dalej aż do podniosłej "Kolędy rozterek”, której tekstem powrócił do Suflerów po latach Adam Sikorski.
1995 Noc
Zespół znowu rozsmakował się w progresywnych klimatach. Album zaczyna się klasycyzującym, symfonicznym (choć bez prawdziwej orkiestry) wstępem instrumentalnym. Potem jest kilka rockowych utworów o skomplikowanej konstrukcji, ze zmiennymi tempami i sporą dawką tzw. solówek. Są one jednak bardzo zgrabne i w sumie przebojowe w swojej kategorii. Ambitne granie uzupełniają mocne wokale Cugowskiego z głównie poważnymi tekstami.
1997 Nic nie boli tak jak życie
Jedenasty longplay Suflerów to mniej więcej takie "Brothers in Arms” po lubelsku. Płyta nieznośnie rozstrzelona stylistycznie, której nie da się w całości słuchać. Ale dzięki pochodzącym z niej bardzo przebojowym piosenkom singlowym, które zawładnęły stacjami radiowymi i telewizyjnymi, stała się wielkim bestsellerem. Aż milion osób uznało, że trzeba mieć album z "Takim tangiem”, "Jeden raz”, "Głodnym”, "Strefą półcienia” i "Nową Wieżą Babel”. Z tych szlagierów dziś broni się "Jeden raz”. Wespół z kawałkiem "Radio taxi” stanowi o wartości longa.
2004 Jest
Jeden z najmniej atrakcyjnych repertuarowo, ale jeden z najlepszych wykonawczo i produkcyjnie longplayów zespołu. Kilka utworów nagrano w słynnym studiu The Village w Kalifornii z udziałem wybitnych muzyków: pianisty i producenta Grega Philinganesa, basisty Marcusa Millera, gitarzysty Steve'a Lukathera i perkusistki Sheili E. Ale i tak najlepszą robotę wykonali Romuald Lipko (aranżacja i produkcja) i Łukasz Pilch (aranżacja) w supernowoczesnej i wysmakowanej piosence "Tajemnicza siła”.