Wiosna wcale się nie spieszy i jeśli ktoś ma z tego powodu chandrę, może sięgnąć po książkę Debbie Macomber, zapowiadaną jako powieść "kobieca”. Ta autorka ma ich na swoim koncie mnóstwo bo aż około 150 tytułów! Można powiedzieć, że je wręcz produkuje chociaż cieszą się one powodzeniem.
Tak jest i w tej powieści. Tylko co owdowiała, młoda kobieta porzuca świetną pracę i mieszkanie w Seattle, kupuje uroczy pensjonat w małej miejscowości i z widokiem na morze. Do pensjonatu przyjeżdża dwoje ludzi – mężczyzna, którego ojczym kończy życie właśnie w tym miasteczku i kobieta, której brat tutaj się żeni.
Obydwoje kiedyś tu mieszkali. Jego, jako chłopaka przed maturą ojczym wygonił z domu, ona kiedyś tu miała wypadek, w którym zginęła jej przyjaciółka. On wie, że ojczym nienawidzi go z wzajemnością zresztą, ona pamięta, że rodzice przyjaciółki przeklinają ją za śmierć córki, a zapewne mieszkańcy miasteczka też to pamiętają i dadzą jej odczuć, że jest winna śmierci koleżanki.
Wreszcie jest sama główna bohaterka – czy otrząśnie się po śmierci męża i czy pewien mężczyzna zwróci na nią uwagę?
Debbie Macomber stara się, żeby nie wyszło ckliwie – nie dopowiada do końca losów bohaterów, choć można się domyślać, że będzie happy and, ale też prowadzi czytelnika może zbyt długo ścieżkami historii stworzonych przez siebie postaci i czasami staje się to już monotonne.
Jeśli w ten sposób chce uniknąć jakichś nadzwyczajnych emocji to jej się udaje. Okrasza fabułę szczyptą metafizyki i babeczkami pieczonymi w domu starając się nadać całości słodki klimat.
Lada dzień jednak wiosna przyjdzie i już taka lektura w ciepłych kapciach nie będzie sezonowa. Ale teraz z pewnością jeszcze znajdzie amatorów.
Zapowiedzi wydarzeń z regionu znajdziesz na strefaimprez.pl