Lekka, zabawna, utrzymana w konwencji komedii romantycznej opowieść, która mówi w gruncie rzeczy o sprawach wagi ciężkiej; o tolerancji, stereotypach, schematach, normach społecznych. A wszystko w kontekście – jakże by inaczej – miłości…
Julia ma trzydzieści lat, pochodzi e Szwecji, a aktualnie uczy angielskiego w Wiedniu. Jest samotna, do mężczyzn nie ma szczęścia. Oczywiście marzy o miłości, dobrym związku, partnerstwie, byciu razem na dobre i złe… Tymczasem mieszka z kotem, wiedzie dość nudne, przewidywalne życie i nic nie wskazuje, by miało się to zmienić. A zmienia się w nieoczekiwany sposób i niebanalnych okolicznościach. Julia poznaje Bena, który jest przeuroczy, zabawny, błyskotliwy i nieco szalony. Ma w sobie to coś. Tyle że Ben jest kloszardem. Jest bezdomny.
Ale miłość – jak to miłość – nie zna granic i barier, więc zakochana para zamieszkuje razem u Julii. I na tym można by zakończyć tę lekką, romantyczną historyjkę, gdyby nie fakt, że takie historie nie od razu (i niezbyt często) mają happy end. Bo świat Julii i świat Bena to dwa różne światy. Bo nawet jeśli ludzi łączy zauroczenie czy zakochanie, to dzielą dotychczasowe nawyki, przyzwyczajenia, upodobania. To próba sił, charakterów, osobowości. Próba niezależności od narzuconych społecznie norm.
Ale też można z tego doświadczenia wiele dla siebie wyciągnąć. Oczywiście, jeśli potrafi się wyjść poza granice własnych uprzedzeń, a przede wszystkim schematów i stereotypów, które rządzą nami, czy tego chcemy czy nie.