Dalszy ciąg bajki dla dorosłych. Maria Ulatowska napisała utopijna powieść „Sosnowe dziedzictwo”, w którym wszystko układa się bohaterom pięknie, chociaż w przeszłości – ale tej dotyczącej rodziców – niekoniecznie tak było. Ale to tylko jakiś taki niemiły cień na tamtej pastelowej, landrynkowej fabule i trwa tyle, co okamgnienie.
Teraz dostajemy ciąg dalszy tej opowieści, bo jak czytamy „taka bajka należy się każdemu z nas”. Może i tak, ale czy aż taka? Bohaterka pierwszej (i drugiej) części tej powieści Anna Towiańska, porzuciła wielkomiejskie życie, by osiąść w odzyskanej rodowej siedzibie.
Postanawia przekształcić ją na pensjonat. Oczywiście, zakochała się w tym miejscu, trochę tylko zdezelowanym, zakochała się w ludziach – z wzajemnością, zdobyła wielu przyjaciół i sama szuka miłości. Jej pensjonat stał się oazą dla tych wszystkich, którzy szukają swojego miejsca w życiu, spokoju, równowagi.
Tu czas płynie wolniej, tu wszystko pachnie, ludzie są życzliwi, jezioro lśni w słońcu, słowiki śpiewają, bez pachnie. Jednym słowem – sielanka. A bohaterka szuka szczęścia osobistego. Mimo że ma wokół tylu wspaniałych, serdecznych ludzi, wciąż najważniejszym impulsem jest uczucie do tego jednego.
Nie może być inaczej. Jeśli się losowi trochę pomoże, szczęście na pewno przyjdzie. Tak właśnie zdarza się tutaj, w tym miejscu na mapie, w którym nie ma przemocy, bandytyzmu, politycznych sporów, szarzyzny codzienności. Jednym słowem – prawdziwa bajka nawet nie dla dorosłych, a już dla małolatów, bo jest to laurka na temat życia i niech zobaczą, jakie ono może być. Ta książka to, niestety, jednorazówka na leżak, może nawet lekarstwo na sen. Ale sen jest przecież ważny. Ciekawe, czy będzie dalszy ciąg?