Autor łączy w swoich powieściach coś, co cenię najbardziej: historię, która nie do końca jest nam znana z pomysłowo skonstruowaną intrygą kryminalną. Wciąga nas w świat, który jest fascynujący, chwilami odstręczający, a jednak dziwnie nam bliski. To wszystko za sprawą Lwowa - miasta, które wydaje się być nie tyle miejscem akcji, co głównym bohaterem powieści Jaszczuka.
I tak rozpoczynamy z Jakubem Sternem wędrówkę przez Lwów 1939 roku. To podróż niezwykła, zaskakująca, mroczna i piękna zarazem. Mroczne i zaskakujące są w niej wątki kryminalne; jest brudno, nieprzyjemnie, przerażająco, bo rzecz dotyczy dzieci. Piękne i niezwykłe są zakątki Lwowa odwzorowane z topograficzną i historyczną starannością. Miasto tętni polsko-żydowskim klimatem, fascynuje różnorodnością kulturową i społeczną. Mnóstwo w nim sprzeczności i przepaści. Ale to wszystko ze sobą współgra, współistnieje, tworzy atmosferę tego miasta - swoistego tygla kulturowego.
Bardzo dobry jest również portret bohatera kryminalnego cyklu, Jakuba Sterna. To młody, zdolny i bardzo ambitny redaktor, który nigdy nie odpuszcza. Jego dociekliwość, determinacja niezmiennie prowadza go do sukcesu, choć... redakcyjna, młodsza koleżanka Wilda de Brie dość skutecznie depcze mu po piętach.
Niech największą rekomendacją "Akuszera śmierci" będzie to, że już przymierzam się do poprzednich książek autora o kryminalnym Lwowie; "Sary" i "Marionetek".