Niby zwykła książka kucharska, czyli przepisy i zdjęcia. Niby zwykła, a jednak taka, po którą chce się sięgnąć.
Wszystko dlatego, że autorzy przedstawiają w niej siedem warzyw, kiedyś podobno znanych i lubianych, a dziś już zapomnianych. O ile z wyborem można polemizować, bo według mnie rabarbar, czy buraki zapomniane nie są to, to już na pewno jarmuż, pasternak, czy brukiew odświeżenia potrzebują. Nie mówiąc już o takiej na przykład skorzonerze, o którą mogę się założyć, że zdecydowana większość z nas zupełnie nie wie, czym jest (a jak się okazuje jest rośliną z rodziny astrowatych) nie mówiąc już o tym, z czym się ją jeść powinno (a można np. zrobić pęczakotto na mleku z bobem. Na zdjęciu wygląda zjawiskowo!).
Książka ta przyniosła mi jedną ogromną korzyść. Oglądając zapowiedzi programów kulinarnych bardzo ciągle słyszałam, że uczestnicy zmagań przygotowują coś z topinambura. Nie mam pojęcia dlaczego, ale wydawało mi się, że może to być jakaś tajemnicza ryba (znawców kuchni proszę o wybaczenie!). Dzięki Łukasikowi i Targoszowi wiem, że to pólnocnoamarykański rodzaj słonecznika zwany także ziemną gruszką, kanadyjską truflą, jerozolimskim karczochem lub końskim ziemniakiem. Czuję się teraz niezwykle mądra!