Dostajemy najnowsze czytadło napisane przez autora, którego książki podobno są bestsellerami, a to niestety źle wróży literaturze ambitnej. Jak widać temu autorowi pisanie przychodzi mu nader gładko.
Idea przewodnia to: najważniejsza jest rodzina, najbardziej pewny jest biznes rodzinny i najlepiej żyje się w amerykańskim, niedużym mieście. W tym dużym może człowieka spotkać niegodziwość, może on dać się skusić niegodnym zachciankom i fanaberiom, a nieuczciwi wspólnicy lub pracodawcy doprowadzą go do bankructwa tak finansowego jak i moralnego.
Tak właśnie stało się z bohaterem tej książki, który w Kalifornii już zaczął robić karierę i pieniądze, podrywał najładniejsze laski i co? I pewnego razu wszystko licho wzięło. Starczyło mu tylko na bilet lotniczy na powrót do rodzinnego domu w małym miasteczku.
Peter Pezzelli usiłuje w fabułę swoich powieści wpleść to, co jest na topie – dyskretną opowieść o tym, że ważna jest nie tylko rodzina, lecz także to, co rodzina zajada. Dlatego serwuje co jakiś czas a to opiekaną paprykę, a to faszerowane kalmary lub omamia czytelnika aromatem porannej kawy, która rozbudza chęć do życia i aktywnego udziału w biznesie.
Koniec jego książek jest zawsze przewidywalny – po co denerwować czytelnika. Bohater, który w innym gatunku powieści uznany by był za przestępcę, tutaj jest dobrym chłopcem, który zbłądził namówiony przez złych ludzi, ale odrodzi się on na łonie rodziny i doczeka happy endu. Lektura na przed snem, dla znerwicowanych pesymistów – wszystko jest możliwe, a miłość i pieniądze zawsze cię znajdą.