Początkowo myślałam, że to książka kucharska – ogórki kiszone, zsiadłe mleko, piwo z sorgo, takie tam sprawy. Trochę racje miałam, ale tylko trochę.
Książka Katz to kompletny przewodnik po fermentacji poczynając od historii zjawiska, przez jego przebiegu aż po to, co fermentować można. Mogę założyć się o wszystkie pieniądze, które mam i w przyszłości będę miała, że o bardzo wielu rzeczach, które fermentować można nie mieliście dotychczas pojęcia. Podobno wspaniale smakują smażone fermentowane ziemniaki oraz gnocci przygotowane ze sfermentowanych żołędzi. Genialne podobno są też zakopywane w jaskiniach ryby lub mięso trzymane przez miesiąc w lodówce (drobno pokrojone w zamkniętym słoiku, który trzeba otwierać co kilka dni by wpuścić świeże powietrze. Autor radzi by robić to na dworze, bo smród będzie niemiłosierny).
To jednak jeszcze nic, bo w książce znajdziemy też poradę: „Nie marnujmy już moczu” (sfermentowany stanowi nawóz poprawiający żywność gleby) oraz „Zakopujcie zmarłych w ziemi w najprostszy możliwy sposób – w biodegradowalnej naturalnej tkaninie lub papierowym całunie” (Po co? Szybciej się rozłożą, a poza tym „możemy pozostawić po sobie składniki odżywcze żywiące drzewa, a nie balsamy i niepotrzebne wymyślne trumny wykonane z materiałów opierających się procesom rozkładu”). Tylko co na to branża funeralna?