To idealny eksperyment, dla tych, którzy wybierają się w czasie „Konfrontacji” na spektakl Krystiana Lupy a jeszcze nie wiedzą czy Bernhard jest ich ulubionym autorem.
Nicolas Mahler (rocznik 1969) z Wiednia, satyry publikował już w większości ważnych europejskich gazetach. Polscy czytelnicy znają jego komiksy „Pragnienie” i „Samotność rajdowca”. Teraz dostajemy album w którym rysownik posłużył się tekstem Thomasa Bernharda (1931-1989), austriackiego pisarza i dramaturga. Autora uważanego za jednego z najwybitniejszych reprezentantów literatury niemieckojęzycznej. Czy panowie się kiedykolwiek spotkali? Nic wydawca na ten temat nie pisze. Pewnie nie, choć Mahler miał 20 lat gdy Bernhard zmarł.
Czytelnicy bardzo specyficznej prozy Bernharda będą zdziwieni. Komiks z TEGO autora? Owszem. Twórca komiksu alternatywnego, stworzył rysunkową adaptację słynnego dzieła austriackiego mistrza, „Dawni mistrzowie”.
Historia jest taka: Reger jest krytykiem sztuki o filozoficznym i mocno pesymistycznym uosobieniu. Od 30 lat w Muzeum Historii Sztuki przesiaduje przed obrazem Tintoretta „Siwobrody mężczyzna”, bo jak tłumaczy wiedeńskie muzeum jest jedynym refugium (ostoja – red) jakie mu zostało. Musi chodzić do dawnych mistrzów, żeby móc dalej istnieć. I chodzi do tak zwanych dawnych mistrzów, choć od dawna, są mu nienawistni.
Bohaterów jest jeszcze dwóch. To narrator Atzbacher, umówiony na spotkanie z Regerem w muzeum i Irsigler – muzealny dozorca.
Dla osób, które nie są przyzwyczajone do stylu pisarskiego Bernharda poziom zaskoczenia może być spory.
Reger wygłasza na przykład takie opinie: Największe, najwybitniejsze dzieło sztuki pozostaje nam w głowie w końcu tylko jako stek niegodziwości i kłamstwa, ciążący w niej jak ochłap mięcha w brzuchu. Albo: większość ludzi nie jest zdolna do karykaturowania, patrzą na wszystko bez końca z okropna powagą. Idą na papieską audiencję i biorą poważnie papieża i audiencję, i to na całe życie. Reger dowodzi, żeby móc wytrzymać musimy pojechać do Rzymu i stwierdzić, że Bazylika św. Piotra to tandetne bezguście, zaś ołtarz Berniniego jest debilny architektonicznie… i tak dalej.
Bez względu na ocenę strony graficznej albumu należy się pochylić z uszanowaniem przed kunsztem redaktorskim Mahlera. Idealnie wypreparował z obszernej powieści zdanie po zdaniu, nie gubiąc klimatu, istoty i przesłania tekstu.
Nikt, nawet z kręgu fanatyków Bernharda, nie zarzuci mu, że zamordował powieść. Wręcz przeciwnie. Dał okazję osobom debiutującym jako czytelnicy tego mrocznego i trudnego pisarza wyjść z tego spotkania cało.