Czy komisarz Cato Isaksenie jest w Polsce znany? Jeśli nie, to błąd, ale może wkrótce to się zmieni. Książka z nim w roli głównej jest już siódmą powieścią napisaną przez Unni Lindell.
Stara Vera Mattson była u kresu cierpliwości. Nieznośni chłopcy z sąsiedniej szkoły znów skracali sobie drogę biegnąć przez jej ogródek. Wiedzieli, że ich nie dogoni. Ale tym razem było jakoś inaczej. Wybiegła przed dom krzycząc. Dwóch uciekło. "Trzeci, blond półdiablę zatrzymał się parę metrów od niej, jakby mu nogi wrosły w ziemię. Trwało to zaledwie chwilę. Zerwał kiść bzu. Patrzyła wściekła, jak drobnymi dłońmi gniecie liliowe kwiatki. Jak rozciera je w palcach na miazgę i rzuca na ziemię…”
Później policja powiedziała jej, że była ostatnią osobą, która widziała chłopaka. Chłopak zaginął.
Za kilka dni policja znajduje ciało młodej Łotyszki. Późnym wieczorem kobieta wyszła z pracy i została potrącona przez samochód. Lecz niektóre obrażenia z pewnością nie mogły być spowodowane przez jadące auto.
Pozornie te dwa przypadki nie mogą mieć ze sobą coś wspólnego. Komisarz Cato Isaksen musi rozwiązać obydwie te sprawy pozornie nie mające z sobą nic wspólnego. Oczywiście w jego prace wtrącają się inni, więc nic tu nie idzie jak trzeba i nic nie jest proste i oczywiste. W dodatku nie może się dogadać z Marian Dahle powołaną do pracy w jego zespole. Jak widać – napięcie rośnie, czas działa na niekorzyść.
Fabuła obfituje w niespodziewane zwroty, dynamiczną akcję, czujemy w tym wszystkim mroczną tajemnicę i spotykamy ludzi o pokrętnej osobowości, a wielu jest potencjalnymi sprawcami.
Unni Lindell pisze bardzo sprawnie, akcję prowadzi w szybkim tempie, czyta się ten kryminał bardzo dobrze, a zakończenie może zaskakiwać. Wprawdzie robi się zimno, a tu jeszcze północna sceneria, za to – ciepło polecam.