Wernisaż sztuki Romana Jenenko, Rozdroża i obchody 4. rocznicy śmierci Karola Wojtyły, deptak - Lublin, 2.04.09
Idąc w czwartek późnym wieczorem przez Krakowskie Przedmieście nie pamiętałem, że w Stop! Galerii mieszczącej się w siedzibie Ośrodka Międzykulturowych Inicjatyw Twórczych "Rozdroża” jest tego dnia otwarcie wystawy Roman Jenenko (1971-2006).
Uświadomiła mi to dopiero muzyka dochodząca z okna kamienicy pod numerem 39. Koncert ukraińskiej monodii miał być specjalną atrakcją wernisażu. Urzekający jednogłosowy śpiew okazał się czymś wiecej - żywą reklamą tego wydarzenia
Zwabiony pieśnią wszedłem na pierwsze piętro i zobaczyłem kilkunastoosobowy zespół złożony z dość młodych ludzi, który brzmiał tak, jakby został żywcem przeniesiony przez wehikuł czasu ze średniowiecza.
Ich precyzja wykonawcza i stylowość były zdumiewające, a pasja i radość muzykowania zaraźliwe. Dlatego wkrótce wernisaż przyjąl formę wokalnego jamu. W sumie przez galeryjną scenke przewinęło się kilka różnych konstelacji personalnych.
A dlaczego akurat taka stara, specyficzna muzyka ukraińska towarzyszyła plastyce? Przede wszystkim dlatego, że Roman Jenenko sam wykonywał takie pieśni, a nawet uczył ich śpiewania jako wykładowca Międzynarodowej Szkoły Muzyki Tradycyjnej powołanej przez lubelską Fundację "Muzyka Kresów”.
Poza tym wczesnochrześcijańska ukraińska muzyka religijna świetnie koresponduje z jego obrazkami, które tego dnia zawisły na ścianach Stop! Galerii. W pewnym stopniu nawiązują one bowiem do estetyki ikon.
Kiedy już nasyciłem zmysły wschodnimi atrakcjami, postanowiłem udać się na chilloutową imprezę do Czarnego Tulipana. W drodze na Stare Miasto spotkała mnie kolejna niespodzianka. Idąc deptakiem usłyszałem znajomą melodię, którą zidentyfikowałem dopiero po chwili, wraz z zauważeniem kilkudziesięcioosobowej grupy słuchaczy zebranych nieopodal Ratusza.
To była słynna "Barka” wykonywana przez trębaczy. Instrumentaliści grali ją z ratuszowego balkonu. Powód? Jak mogłem od razu tego nie skojarzyć?! Przecież był 2 kwietnia i godzina 21.37 - dokładnie cztery lata od momentu, kiedy zmarł Karol Wojtyła.
Wydarzenie na placu Łokietka zaraz miało swój dalszy ciąg przed kościołem św. Ducha. Tu jeszcze raz zabrzmiała ulubiona piosenka naszego sławnego rodaka. Ale tym razem w wersji wokalno-instrumentalnej. Zaśpiewał ją po hiszpańsku, akompaniując sobie na gitarze akustycznej, jakiś sympatyczny Kubańczyk.
Na finał tej ciekawej sekwencji poszybowały w górę, wypuszczone przez młodzież lampiony. Ta religijna wersja "Światełka do nieba” wyglądała równie imponująco jak Owsiakowa.