Jeden z najlepszych zakładów badawczych w naszym kraju. Działający od 74 lat Państwowy Instytut Weterynaryjny pracuje, analizuje próbki, potwierdza występowanie chorób zakaźnych i dba o to, żeby w żywności pochodzenia zwierzęcego było jak mniej szkodliwych substancji
W środę, dzięki cyklowi promującemu tzw. ambasadorów naszego województwa, naukowcy z al. Partyzantów w Puławach wpuścili do środka dziennikarzy i pokazali, jak na co dzień wygląda ich praca. A ta bywa ciekawa, ale także niebezpieczna i wysoce odpowiedzialna. Na podstawie badań puławskich pracowników podejmowane bywają decyzje istotne dla całego rolnictwa, hodowców bydła, czy drobiu i producentów żywności.
Przez całą dobę
- Każdemu konsumentowi zależy na tym, żeby żywność, którą nabywa nie zawierała substancji niepożądanych, takich jak antybiotyki, czy hormony. My prowadzimy w Puławach badania wszystkich rodzajów żywności pochodzenia zwierzęcego. W skali roku sprawdzamy 30 tys. próbek na kierunku występowania ok. 300 substancji chemicznych - wylicza dr Kamila Mitrowska, zastępca kierownika zakładu farmakologii i toksykologii.
Niektóre maszyny pracują przez całą dobę i kosztują krocie. Dla przykładu, wartość chromatografu cieczowego sprzężonego z tandemową spektrometrią mas, to tyle, co kilku luksusowych samochodów. Sprzęt tego rodzaju jest regularnie serwisowany, działa w klimatyzowanym pomieszczeniu utrzymujących stałą temperaturę. Zanim dany pracownik zostanie dopuszczony do jego obsługi, musi przejść specjalistyczne szkolenie.
Globalny problem
Możliwości urządzeń robią wrażenie. Niepożądaną substancję - na przykład ołów w dziczyźnie - odnajdą nawet, jeśli jej waga nie przekroczy 0,1 mikrograma, czyli jednej dziesiątej milionowej części grama. W ten sam sposób wykryte mogą zostać śladowe ilości kadmu, rtęci, srebra itp.
W ostatnich latach coraz częściej badane są także pestycydy. Jak tłumaczy dr Piotr Jedziniak, w środowisku jest ich coraz więcej.
-A to szkodzi pszczołom. Nasze badania potwierdziły, że pszczoła w ciągu swojego życia jest narażona do kontakt z kilkunastoma różnymi pestycydami. To jest już globalny problem - mówi naukowiec. Puławski instytut stara się go diagnozować. Pracownicy PIWet-u często mają bezpośrednią styczność z groźnymi bakteriami, m.in. salmonellą, materiałami zakaźnymi, wirusami pochodzenia zwierzęcego. Te ostatnie utrzymywane są przy życiu w temperaturze -180 stopni Celsjusza (do czego niezbędny jest ciekły azot). Ponadto istnieją hodowle komórkowe, gdzie w sposób kontrolowany trwa namnażanie wirusów.
W związku z niebezpieczeństwami, pracownicy muszą stosować się do wyśrubowanych norm bezpieczeństwa. Wszystkie pomieszczenia monitoruje nie tylko system kamer, ale także czujników temperatury i ciśnienia.
Spalarnia
Warto wspomnieć także o zwierzętarni, gdzie przetrzymywane są żywe zwierzęta (w celach badawczych) oraz spalarni odpadów niebezpiecznych. Do tej ostatniej trafiają wszystkie odpady, które ze względu na swoje właściwości, nie mogą trafić na składowisko. Każdy z nich jest plombowany, a następnie spalany w wysokiej temperaturze (nawet tysiąca stopni Celsjusza).
Laboratoria zajmują powierzchnię ponad 19 tys. metrów kwadratowych.
Niestety, mimo wysokiej techniki, jaką są naszpikowane, kadra ośrodka boryka się czasem także z przyziemnymi problemami. Jak mówi zastępca dyrektora PIWet-u, Mirosław Polak, dachy najnowszych budynków projektowali Brytyjczycy. - Nie uwzględnili przy tym naszych warunków atmosferycznych i one są płaskie, przez co zimą często musimy zrzucać z nich śnieg.