Właściciele małych gospodarstw dokupują ziemi od sąsiadów za korzystne renty strukturalne, by gospodarstwo można było zaliczyć do towarowych, a wtedy otrzymać dopłaty. Warszawiacy upodobali sobie Bieszczady. Mieszkańcy innych dużych miast nabywają działki rekreacyjne na wsi, w górach czy nad jeziorami. Wszyscy sądzą, że po wejściu do unii ziemia będzie u nas w cenie.
Cudzoziemcy kupili mało
- Polska jest dość blisko porozumienia z UE w sprawie warunków sprzedaży ziemi cudzoziemcom - powiedział Jan Truszczyński, główny negocjator ze strony polskiej. Wyjaśnił, że kompromis będzie polegał prawdopodobnie na przyjęciu 12-letniego okresu przejściowego na zakup ziemi rolnej lub leśnej i 5-letniego okresu na nabywanie tzw. drugich domów i działek rekreacyjnych.
Zgodnie z ostatnią propozycją, w 12-letnim okresie przejściowym prawo do nabycia gruntów mieliby tylko ci rolnicy unijni, którzy przedtem dzierżawili je i własnoręcznie uprawiali przez siedem lat w województwach północnych i zachodnich i przez trzy lata we wschodnich i południowych (w tym w woj. lubelskim), licząc od pierwszego dnia członkostwa. Główny negocjator przyznał, że strona unijna dopiero rozważa taką propozycję. Decyzja powinna zapaść w końcu marca.
Dyskusje o dopłatach
Ale rolnik polski nigdy nie otrzyma takich samych dotacji z brukselskiej kasy, jakie dostaje francuski czy holenderski. Również nie otrzyma tyle, ile do tej pory dostawała Hiszpania. Negocjatorzy liczyli, że akceptując trudne warunki finansowe, Polska będzie mogła je poprawić w 2006 roku, uczestnicząc w ustalaniu kolejnego budżetu UE. Tymczasem i to może okazać się trudne. Kraje, które od lat finansują UE, będą starały się już teraz uzyskać zapewnienie ograniczenia kosztów na najbliższe dziesięciolecia.
Hektar za tysiąc
- Żaden szanujący się naród nie sprzedaje łatwo swojej ziemi obcym - mówi Józef Pluskwa, gospodarujący na 15 ha ziemi w Łukowej pod Biłgorajem. - My też nie powinniśmy. Tak uważają tu wszyscy. U nas, gdy uprawiano tytoń w obrocie sąsiedzkim za hektar płaciło się i 10 tys. zł. Teraz, gdy już fabryki sprzedano obcym, kontraktacje zmniejszono pięciokrotnie, nie ma pieniędzy nawet na paliwo do traktora. A ziemi choćby po 2 tys. nie ma komu kupić.
W Biłgorajskiem co trzecie gospodarstwo jest bez następcy. - Niech nie mamią nas dopłatami. Te będą najprędzej za 5 lat, niższe niż w innych krajach i nie dla wszystkich - mówią rolnicy.
Cudzoziemcy nie są zainteresowani
- Proponowane ograniczenia w zakupie polskiej ziemi przez cudzoziemców są niewystarczające. Lata lecą szybko - mówi Robert Jakubiec, prezes Lubelskiej Izby Rolniczej. - Wkrótce ci, którzy dziś pod przykrywką spółek dzierżawią ziemię w naszym województwie po zlikwidowanych PGR, będą mogli ją wykupić. My proponujemy, by idąc wzorem francuskim, zezwolenia wydawał samorząd rolników. Tylko sami rolnicy z danego terenu naprawdę wiedzą, jaka to ziemia i kto chce ją kupić.
Czy obcy wykupią naszą wieś? - To większy problem w Polsce północnej i zachodniej niż u nas. Były nieliczne zapytania, ale przez 10 lat istnienia Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa żaden cudzoziemiec ziemi u nas nie kupił - mówi prezes oddziału w Lublinie od momentu jego powstania - Józef Golec. - Do tej pory z braku kontrahentów prawie połowę gruntów, oferowaliśmy do sprzedaży wielokrotnie.
Na Lubelszczyźnie agencja przejęła blisko 184 tys. ha, jedną trzecią sprzedała, trochę więcej wydzierżawiła. Do rozdysponowania pozostało około 34 tys. ha. Najbardziej atrakcyjne grunty już zostały rozdysponowane. •