Rozmowa z Adamem Sosnowskim, prezesem Okręgu Lubelskiego Związku Nauczycielstwa Polskiego
• Czy ZNP cieszy się, że 1 września wraca tradycyjne nauczanie w szkołach?
– Otwarcia szkół chcieli zarówno nauczyciele, jak i rodzice i uczniowie. Zdalne nauczanie nie sprawdziło się w 100 proc. Pozostaje jednak pytanie, czy jest to w pełni bezpieczne. W tej chwili mamy ogromy przyrost zakażonych. Obawiam się, czy w szkołach uda się uniknąć powstawania ognisk zakażeń. Zresztą to nie tylko moje obawy. Mówi się już o tym, że 1 września będziemy otwierać szkoły, a 2 września je zamykać.
Nikt nie wie co będzie jesienią. Rozpocznie się sezon przeziębienia i grypy, a wraz z nim kumulacja problemów. Nikt nie będzie wiedział, z czym mamy do czynienia: czy to zwykły katar, czy to coś poważniejszego.
• Najgorsza sytuacja będzie w największych szkołach ?
– Chyba jednak w małych wiejskich placówkach. Wprawdzie uczniów można tam rozsadzić, by zachować dystans, ale problem jest inny. W mieście nauczyciele pracują zwykle w jednej szkole, ale na wsi mamy do czynienia z tzw. nauczycielem wędrującym, który objeżdża 4-5 miejscowości. Czy nie będzie on bardziej narażony na zachorowanie? Czy nie będzie przekazywał zakażenia? Przecież wciąż nie wiemy, jak będzie wyglądała sprawa testowania.
• A co z nauczycielami, którzy skończyli 50 lat i są w wyższej grupie ryzyka. Wrócą do pracy?
– Boją się, ale myślę, że wrócą, bo wiedzą, że są niezastąpieni. Jest dużo niepokoju. Dyrektorzy czują, że spoczęła na nich zbyt wielka odpowiedzialność. Nie są lekarzami, a będą musieli podejmować decyzje o zamknięciu szkół. Czego nie zrobią, ktoś będzie niezadowolony.
• Jak ocenia Pan możliwość prowadzenia hybrydowego modelu nauczania, trochę zdalnie i trochę stacjonarnie?
– Będzie trudny. Ci, którzy już się uczyli zdalnie, jakoś sobie pewnie poradzą, ale pierwszoklasiści – i ci ze szkół podstawowych i ze szkół średnich – będą w bardzo trudnej sytuacji. Ciężko będzie im się odnaleźć z nowymi nauczycielami i nie znanymi dziećmi. Najwięcej problemów czekać będzie jednak maturzystów i ósmoklasistów. W tym roku nie będą mieli najprawdopodobniej równego dostępu do nauki i równych szans. Część czasu uczyć będą się stacjonarnie, a część zdalnie. Ci, którzy więcej czasu spędzą na nauce zdalnej, nauczą się mniej, a wszystkich czeka przecież tak samo trudny egzamin. To będzie zwyczajnie niesprawiedliwe.
• Może warto więc byłoby rozważyć rezygnację z przyszłorocznych egzaminów i oprzeć rekrutację na ocenach ze świadectw?
– Myślę, że uniwersytety nie są do tego gotowe, ale w przypadku absolwentów szkół podstawowych można byłoby to rozważyć. Warto byłoby też pomyśleć o skróceniu podstawy programowej na ten trudny rok, w którym nie wszyscy będą mieli takie same szanse.