Do szkół wróciła wszawica – zaalarmowali nas rodzice uczniów z kilku szkół w naszym województwie. Dyrektorzy placówek, by wyeliminować problem, proszą o pomoc sołtysów i proboszczów.
W tym tygodniu dostaliśmy sygnał od pierwszej zaniepokojonej mamy. Natychmiast poinformowaliśmy o tym innych rodziców, a pielęgniarka szkolna zaczęła prowadzić przeglądy głów – opowiada dyrektor jednej z podlubelskich placówek. I podkreśla: – To wcale nie są sprawy wstydliwe. Trzeba o nich szybko informować, bo tylko w ten sposób można zatrzymać rozprzestrzenianie się insektów. Na szczęście, w naszej szkole wszyscy to rozumiemy. Mimo to, choć regularnie przypominam rodzicom, żeby raz na dwa tygodnie oglądali głowy swoich dzieci, to chyba niewielu to robi, bo problem wraca raz - dwa razy w roku.
Dyrektorzy, z którymi na ten temat rozmawialiśmy, przekonują, że wszawicy nie byłoby gdyby rodzice wykazali się większym zaangażowaniem w rozwiązanie tego problemu. Przedszkola czy szkoły, w których zostanie stwierdzona wszawica, nie mają obowiązku zgłaszania tych przypadków do sanepidu.
Jak podkreśla Departament Matki i Dziecka w Ministerstwie Zdrowia: „w zwalczaniu wszawicy niezbędna jest współpraca pomiędzy rodzicami, dyrekcją placówki, nauczycielami i wychowawcami oraz pielęgniarką lub higienistką szkolną”.
– To założenia czysto teoretyczne. Żeby szkolna pielęgniarka mogła skontrolować głowę dziecka konieczna jest pisemna zgoda na wykonanie takiego zabiegu podpisana przez rodziców. Zbieramy je zawsze na początku roku – opowiada dyrektor szkoły podstawowej na północy województwa lubelskiego.
– Nigdy nie otrzymujemy kompletu zgód. Tłumaczymy, namawiamy, ale nasze argumenty trafiają w próżnię. A bez systematycznej kontroli z wszawicą wygrać nie można. Ona zawsze będzie wracał.
Dlatego robimy co możemy. Jesteśmy małą społecznością dlatego z prośbą o pomoc zwracamy się do lekarza rodzinnego, sołtysa i proboszcza. Tylko dzięki ich mediacjom w ciągu roku kilku rodziców dodatkowo zgadza się na współpracę.
– Wielu rodziców w ogóle nie chce o sprawie rozmawiać. Uważa, że to poniża ich rodziny– mówi dyrektorka jednej ze podstawówek w Lublinie. – Przeglądy pielęgniarskie odbywają się u nas w zamkniętym gabinecie, a dzieci wchodzą do niego pojedynczo. Wszystko dlatego, żeby nie stawiać dziecka w kłopotliwej sytuacji. Wychowawcy podkreślają też żeby dzieci nie rozmawiały na temat swoich „wyników”, bo mogą niechcący sprawić komuś przykrość. Mimo to zdarzają się kłopotliwe sytuacje.
Rodzice przychodzą do mnie na skargę, że zdradziliśmy innym uczniom informacje o tym, że syn lub córka ma wszy. Na spokojnie tłumaczę, że nie jest to prawdą. Dzieci po prostu chwalą się tym, bo „dzięki” wszawicy mają kilka dni wolnego.