W przestrzeni publicznej pojawia się wiele różnych poglądów na temat koronawirusa, z jednej strony, że nie ma żadnej epidemii, z drugiej - że to straszna choroba; my próbujemy znaleźć złoty środek i dostosować się do aktualnego poziomu epidemii - mówił we wtorek szef MEN Dariusz Piontkowski w kontekście powrotu uczniów do szkół.
W Polsat News minister edukacji został zapytany, czy rozumie obawy związane z powrotem uczniów do szkół i czy może dać gwarancję, że za np. dwa tygodnie nie będzie dwóch, trzech tysięcy przypadków zakażeń dziennie, a w szkołach będą pojawiać się kolejne ogniska koronawirusa.
- Nikt nie da gwarancji, jak będzie wyglądał rozwój epidemii. Było wiele różnych schematów prognozujących, co będzie się działo za kilka tygodni czy pół roku. Mamy co najmniej kilka różnych poglądów: z jednej strony, że nie ma żadnej pandemii, z drugiej strony przerażenie części specjalistów, którzy mówią, że to straszna choroba. Próbujemy znaleźć złoty środek i dostosować się do tego, jaki jest aktualny, realny poziom epidemii - wskazał minister.
Na pytanie, czy nie można dać dyrektorom szkół większej autonomii w decydowaniu o trybie nauczania - stacjonarnym, zdalnym czy mieszanym, Piontkowski odpowiedział, że w tej kwestii pojawiają się dwa skrajne podejścia.
- Jesteśmy oskarżani, że dyrektorom krępujemy ręce, z drugiej strony o to, że dyrektorzy nie wiedzą, co robić i zostali zostawieni sami sobie. Tu znowu próbowaliśmy wyjść wobec tych dwóch skrajnych podglądów: daliśmy ogólne wytyczne, które pozwalają obracać się w pewnych normach prawnych, według podstawowych zasad takich, jak to, że dziecko czy nauczyciel nie powinni przychodzić do szkoły chorzy. Też zdajemy sobie sprawę, że każda szkoła jest nieco inna: ma różną liczbę uczniów, węższe lub szersze korytarze i to dyrektor szkoły musi zdecydować, które elementy wytycznych u siebie zastosować - podkreślił Piontkowski.
Poinformował też, że samo objęcie danego powiatu strefą żółtą nie oznacza, że jest tam realne zagrożenie epidemiczne i trzeba w szkołach z tego powiatu wprowadzać nauczanie hybrydowe lub zdalne.
Zapytany, dlaczego w sklepach trzeba nosić maseczki, a w szkołach już nie, Piontkowski wyjaśnił, że dyrektorzy mogą w swoich szkołach wprowadzać obowiązek zasłaniania nosa i ust w przestrzeniach wspólnych. - Kiedy np. spotykają się uczniowie z różnych klas, bo przecież klasa to taka zamknięta mała społeczność. Tak jak w pracy też nie zakładamy maseczek, gdy spotykamy się ze współpracownikami - zauważył.