Fallout: New Vegas to projekt, który napawał wielu fanów serii niepokojem. Lista nowości względem trzeciej części nie była długa i można było odnieść wrażenie, że w cenie normalnej gry ktoś nam wciska kolejny dodatek. Recenzja gry Fallout: New Vegas.
Akcja gry toczy się w całkiem innym środowisku – tym razem przemierzać będziemy stan Nevada i okolice tytułowego New Vegas. Wszystko dzieje się trzy lata po wydarzeniach z Fallout 3, ale gra nie kontynuuje bezpośrednio wątków znanych z poprzedniczki (choć na naszej drodze spotkamy znajome nam twarze).
Co dziwne, mimo upływu ponad dwustu lat od nuklearnej wojny ludzkości nadal nie udało się pozbierać. Nadal nie spotkamy większych nowych osiedli ludzkich (może poza tytułowym miastem New Vegas, ale nie trafimy do niego od razu), a jedynie niewielkie zniszczone osady.
Rozumiem, że życie w postnuklearnym świecie może być ciężkie i że odbudowanie zniszczeń to bardzo długi proces. Nie spodziewałem się nowych autostrad i drapaczy chmur, ale czemu ludzie cały czas mieszkają w tych samych przedwojennych chatach?
O ile wspomniany element świata może być nieco zastanawiający, o tyle fabularnie jest zauważalnie lepiej niż w Falloucie 3. Historia opowiedziana w New Vegas jest ciekawa, a nasze poczynania zdają się mieć większy wpływ na otaczający nas świat.
Na początku gracz wie tylko, że przyjdzie mu się wcielić w byłego kuriera, którego głównym zadaniem będzie poszukiwanie wspomnianego jegomościa.
To niestety widać. Słaba animacja i wygląd postaci jest momentami dość rażący. Lepiej przedstawia się otoczenie, ale i tutaj nie należy spodziewać się żadnych cudów. Są na szczęście lokacje, które wykonane są naprawdę nieźle.
Mimo to podczas gry cały czas nie opuszczało mnie uczucie, że poprzednia część wyglądała po prostu ładniej. Może to za sprawą zmienionej palety barw (z brunatno-zielonkawej na rdzawo-złotą)?
Walka również wygląda podobnie jak dawniej – starcia toczymy w czasie rzeczywistym z widoku pierwszej osoby. Do tego dochodzi system V.A.T.S., który w pewnym sensie symuluje tryb turowy. Nowością w serii jest tryb hardcore, który przypadnie do gustu fanom poprzednich części serii. Jeżeli skorzystamy z tej opcji będzie... trudniej.
Nasza postać może nieść mniej ekwipunku, rany goją się wolniej, pamiętać należy także o odpowiednim nawodnieniu organizmu. Trudy te gra rekompensuje jednak większą dozą realizmu i, przynajmniej dla mnie, większą satysfakcją płynącą z rozgrywki.
Jeśli chodzi o sprawy techniczne warto także wspomnieć o oprawie dźwiękowej. Ta stoi na całkiem niezłym poziomie. Ucho cieszy przede wszystkim dobra muzyka puszczana w radiu, której posłuchać możemy za pomocą swojego pip-boya. Szkoda tylko, że utworów jest mniej niż w poprzedniej części.
Niestety gra nie ustrzegła się także kilku technicznych błędów – czasem zdarzają się spowolnienia animacji, gra się zatnie lub nie zapisze save'a (i też się zatnie).
Swego rodzaju nowością w New Vegas są także frakcje. Owszem, już dawniej w świecie Fallouta ludzie podzieleni byli na różne obozy, teraz jednak nasza sympatia do jednego z nich znacznie bardziej wpływa na rozgrywkę. Pomagając jednej frakcji możemy zyskać cenną pomoc, ale i wrogów pośród osób z frakcji przeciwnej. Należy też pamiętać, że tego typu sojusze nie są trwałe, może zdarzyć się, że nasi wcześniejsi wrogowie staną się w wyniku rozwoju wypadków naszymi przyjaciółmi i na odwrót.
WYROK
Nowy Fallout to dobra pozycja. Zadowoli fanów poprzedniej części, co zresztą nie jest dziwne, bo w ekipie Obsidian Entertaintment znalazło się kilku ludzi, którzy pracowali nad pierwszymi Falloutami (wywiady z nimi znajdziecie TUTAJ i TUTAJ).
Fabuła jest naprawdę wciągająca, zadania są ciekawe, klimatu nie brakuje. No i jest też tryb hardcore, dla prawdziwych wyjadaczy. Szkoda tylko, że od strony technicznej trąci nieco myszką.
Nasza Ocena: 5-/6 (a jak nie przeszkadza Wam przeciętna grafika, to 5/6)