Było minęło, była z tego jakaś korzyść, bardzo dobrze, że jednak coś się udało – mówi Andrzej Nowacki, lubelski taksówkarz. Dzięki jego postawie w nocy 13 grudnia 1981 roku, w chwili wprowadzenia stanu wojennego, działacze Solidarności zostali zaalarmowani, że dzieje się coś złego.
W najbliższy poniedziałek, w 40. rocznicę tragicznych wydarzeń, gdy tysiące ludzi trafiło do aresztów lub na internowanie, lubelski reżyser Grzegorz Linkowski pokaże swój najnowszy fabularyzowany dokument „Taksówkarz: cichy bohater Grudnia”. To historia Andrzeja Nowackiego, który przez kilka godzin, wraz ze studentami z Niezależnego Zrzeszenia Studentów, jeździł po Lublinie, by ostrzec przed aresztowaniami działaczy „Solidarności”.
Studenciaki pomogą
– Pierwsze godziny po wprowadzeniu stanu wojennego to był chaos informacyjny, ludzie byli przerażeni, zdezorientowani, nie wiedzieli, co się dzieje, na ulicach była milicja i wojsko – mówi Grzegorz Linkowski. – Dlatego chciałem przypomnieć historię pana Nowackiego, który w tak dramatycznych okolicznościach zdecydował się na ten swoisty rajd po mieście.
Andrzej Nowacki tak w dokumencie wspomina tamte wydarzenia: – To była noc, ciemno, do tego jeszcze trochę nerwów, akurat trafiłem na ten moment, kiedy zrywali te plansze, walili w drzwi (do Zarządu Regionu „S” – red.). Takie coś o tej porze to nienormalne, trzeba komuś powiedzieć. Pomyślałem, że jak nie załatwią tego studenciaki, to nikt nie załatwi.
Leszek Gorgol, jeden z bohaterów filmu i „pasażer” taksówki, w 1981 roku był działaczem NZS UMCS: – Strajk studencki został zakończony, wróciłem w sobotę 12 grudnia do akademika, 14 grudnia mieliśmy wrócić na uczelnie, pójść na wykłady – opowiada w filmie. – Zaraz po północy wpadł do mojego pokoju kolega z roku, z informacją, że do drzwi akademika „Femina” dobija się jakiś człowiek, który bardzo chce się spotkać z kimś z NZS-u, bo ma bardzo ważne informacje. Jeździ taksówką po Lublinie i opowiedział, że jadąc ulicą Królewską zauważył, że znaczne siły milicyjne wkraczają do siedziby Zarządu Regionu Środkowowschodniego „Solidarności” i wyprowadzają stamtąd ludzi. Stwierdził, że coś z tym trzeba zrobić, trzeba ratować ludzi.
Rozświetlona komenda
Ale zadanie nie było łatwe. Taksówkarz wraz ze studentami objeżdża najważniejsze punkty w mieście. W siedzibie Milicji Obywatelskiej przy ul. Narutowicza palą się wszystkie światła. Duże siły skoncentrowane są na ul. Królewskiej, skierowane do pacyfikacji siedziby Zarządu Regionu „S”. Mężczyźni działają trochę po omacku, telefony są głuche, nie znają wszystkich adresów działaczy opozycji, co chwila na ulicy mijają jakiś patrol albo kolumnę wojskową. Umawiają się, że w razie zatrzymania taksówkarz powie milicjantom, że wiezie studentów do akademika.
– Chciałem oddać przede wszystkim uczucia bohaterów, stan ciągłego zagrożenia – dodaje Linkowski. – Przypomnieć dramatyzm sytuacji i emocje tamtej nocy: bez telefonów, informacji, nocy wyciągania ludzi z domów, niepokojących plotek o interwencji radzieckiej.
Ważna sprawa
Jednym z tych, którego w porę udało się ostrzec, był Andrzej Sokołowski, działacz opozycji, choć w jego przypadku ważna okazała się pomyłka. Studenci zapukali akurat do jego mieszkania, choć mieli wejść piętro wyżej. Przez drzwi usłyszał: pan się ubiera, musi pan pójść z nami. – Delikatnie otworzyłem drzwi i zszedłem na dół. Coś mi podpowiedziało, nie wychodź na dwór, wszedłem do piwnicy i zamknąłem drzwi – opowiada Sokołowski. Właśnie wtedy do bloku weszli milicjanci, a opozycjonista uciekł przez piwnicę drugą klatką schodową.
Adam Pęzioł, przewodniczący NZS UMCS, już wcześniej miał informację o grożącym mu niebezpieczeństwie. – Uznałem, że dworce nie są jeszcze obstawione, że uda mi się jakoś przemknąć – mówi w „Taksówkarzu”. – Przez zaśnieżone pola dotarłem do rodzinnego domu w nocy z 13 na 14 grudnia, wiedząc, że rodzice pomogą znaleźć jakąś kryjówkę.
Tej samej nocy miał już dom na kilka następnych miesięcy u ludzi, których nikt nie mógł podejrzewać, że mogliby kogoś u siebie ukrywać.
– Taksówkarz cały czas służył nam radą – mówią bohaterowie dokumentu. – Bardzo poważnie do tego podchodził. Z taka myślą, że trzeba ratować ludzi. Wtedy, w tę noc, zaufaliśmy jemu, ale on zaufał także nam. To było nieistotne, że np. wypalał benzynę. Dla niego liczyła się sprawa. To był skromny człowiek: tak szybko jak się pojawił, tak szybko zniknął.
Odnalazł się dopiero po 25 latach, gdy Radio Lublin nadało komunikat, że poszukuje cichego bohatera tamtych dni. A teraz jego historię możemy poznać dzięki filmowi.
Premiera dokumentu „Taksówkarz: cichy bohater Grudnia” 13 grudnia o godz. 17.00 w ACKiM Chatka Żaka. Po filmie dyskusja z udziałem uczestników wydarzeń sprzed 40 lat oraz koncert „Pieśni bardów stanu wojennego”.