Rozmowa z Kimem Rasmussenem, trenerem MKS Perła Lublin
Jakie są pana pierwsze wrażenia z pobytu w Lublinie?
- Bardzo cieszę się, że mogę wrócić do Polski. To dla mnie w pewnym sensie powrót do domu. Byłem zresztą w Lublinie już kilkanaście razy, kiedy pracowałem jako trener reprezentacji Polski. Znam więc nieco to miasto, chociaż teraz mam okazję poznać je bliżej. Znam polską kulturę i wiem, co dla Polaków jest najważniejsze. To znacznie ułatwia mi start w MKS Perła.
Coś pana zaskoczyło w klubie lub mieście?
- Nie. Jesteśmy bardzo zmotywowaną drużyną i wszyscy wiemy, co chcemy osiągnąć. Jeśli ktoś zdecydował się na grę w Lublinie, to musi wiedzieć, że chcemy wygrywać każdy mecz zarówno w rozgrywkach krajowych, jak i europejskich. Chcemy być silnym zespołem na poziomie europejskim, który w każdym meczu pokazuje swój charakter. Do tego potrzebna jest dobra atmosfera. Polacy mają olbrzymie serce do walki i czują mocne przywiązanie do kraju, rodziny czy klubu. Taki charakter drużyny chcemy osiągnąć. Moja wizja zakłada, że zawodniczki będą walczyć na parkiecie jak szalone.
Czy pandemia koronawirusa jest dla pana pewnym problemem w pierwszych dniach treningów?
- To nowe doświadczenie dla każdego z nas. Rozpoczynamy zajęcia bardzo ostrożnie i cały czas dokładnie obserwujemy zawodniczki. Nie chcemy ich nadmiernie przeciążyć. Największą różnica polega na tym, że zazwyczaj rozpoczyna się od treningów z piłkami. My natomiast na razie unikamy fizycznego kontaktu. To rodzaj ochrony zawodniczek. W kolejnych dniach zajęć z piłkami będzie już więcej. Musimy uważać, bo nie chcemy już na samym początku okresu przygotowawczego mieć problemów z kontuzjami.
W pańskiej drużynie jest sporo cudzoziemek. Czy to może być problem w kontekście atmosfery w zespole?
- Nie. Jesteśmy jednym zespołem i jesteśmy skupieni na jednym celu. Już widać, że dziewczyny stworzyły dobrą atmosferę. Chociaż są dopiero ze sobą od kilku dni, to dużo ze sobą rozmawiają. Chcemy być dobrym zespołem, ale również dobrą rodziną.
Zmienił pan sztab szkoleniowy, a asystentką została Monika Marzec. Dlaczego pański wybór padł akurat na nią?
- To bardzo doświadczona trenerka, która ma za sobą bogatą karierę zawodniczą. Znam ją od wielu lat. Ona zresztą obecnie jest w sztabie szkoleniowym reprezentacji Polski. Byłem bardzo szczęśliwy, kiedy usłyszałem, że jest zainteresowana, aby mi pomóc. Mamy też nowych trenerów od przygotowania fizycznego. To bardzo ważna kwestia dla mnie. Chciałem mieć zespół złożony z absolutnych profesjonalistów. Oczywiście, mógłbym sam odpowiadać za przygotowanie fizyczne. Ale ja jestem tutaj, aby być w 100 procentach skoncentrowany na piłce ręcznej. Każdy z nas ma swoje zadania i taki podział pracy pozwala mi mieć więcej czasu na przemyślenia nad naszą grą, a także właściwie odpocząć. Mam obecnie naprawdę dobry sztab trenerski, ze składu którego jestem bardzo zadowolony. On pozwoli temu klubowi na właściwy rozwój.
Jest pan obecnie największym nazwiskiem w Superlidze. Czuje pan presję związaną z tym faktem?
- Przyszedłem do Polski z Węgier. Wcześniej pracowałem w CSM Bukareszt, gdzie presja jest chyba największa w całej Europie. Wiem, że kiedy zespół wygrywa, to trener uznawany jest za dobrego. Kiedy przegrywa, może natomiast zostać szybko zwolniony. Lubię presję i umiem sobie z nią radzić. Jesteśmy realistami i wiemy, jakim zespołem jesteśmy. Obiecuję, że będziemy pracować ciężko, aby być jak najlepszą drużyną.
Co sądzi pan o rywalach Perły w wyścigu o mistrzostwo Polski?
- Polska liga to silne rozgrywki, ponieważ wszystkie zespoły grają niezłą piłkę ręczną. Oczywiście, wszystkich elektryzuje walka na linii Lublin – Lubin. Nie mogę doczekać się tych spotkań. Pamiętam, że tym meczom towarzyszyła niesamowita atmosfera.