– Wstępne wyniki przyczyn zgonów w Polsce będą dostępne w styczniu 2021 r. – zapewnił w czwartek w Sejmie wiceminister zdrowia Sławomir Gadomski. Posłowie KO pytali go, dlaczego przy wysokim wzroście śmiertelności oficjalne przyczyny zgonów publikowane będą dopiero za 13 miesięcy.
Posłanka Katarzyna Lubnauer (KO) pytała w Sejmie przedstawiciela Ministerstwa Zdrowia o to, jak to jest możliwe, że przy dużym wzroście śmiertelności dane o przyczynach zgonów będą publikowane dopiero za 13 miesięcy. Główny Urząd Statystyczny (GUS) poda je w styczniu 2022 r. Jednocześnie posłanka zasugerowała, że resort powinien mieć te informacje wcześniej i w jakiś sposób je analizować.
Lubnauer przytoczyła też dane o zgonach w Polsce wskazują, że między 2 a 29 listopada 2020 r. zanotowano ich 59 998 wobec 20 532 w tym samym okresie 2019 r. Mówiła o tym, że do 29 listopada tego roku zgonów było o prawie 50 tys. więcej niż w latach ubiegłych, podczas gdy w wyniku COVID-19 w tym roku zmarło 21 tys. osób.
Odpowiadając na te pytania, Gadomski zapewnił, że minister zdrowia zlecił Narodowemu Instytutowi Zdrowia Publicznego we współpracy z GUS przeanalizowanie przyczyn zgonów znacznie szybciej niż standardowo.
– Ten ponad roczny termin (na publikację przyczyn zgonów – PAP) to jest standard od lat. Tak funkcjonuje system sprawozdawczości – wytłumaczył na początku wiceminister. Dodał jednak, że wstępne wyniki o przyczynach śmierci będą dostępne w styczniu 2021 r.
– Zgadzamy się, że to palący problem. Analiza jest wymagana i niezbędna, aby określić, jakie są powody wzrostu liczby zgonów. To jest fakt. Ten listopada i te statystyki są tragiczne – przyznał.
Jednocześnie wiceminister zaznaczył, że w warunkach zwiększonej umieralności w wyniku COVID-19 resort analizuje te danych nie tylko pod kątem samej liczby, ale też struktury wiekowej, szukając odpowiedzi, na ile choroby współistniejące miały wpływ na zgony, a na ile sam COVID miał wpływ.
Zauważył też, że jest wysoce prawdopodobne, że część z osób, które zmarły, nie miały stwierdzonego zakażenia koronawirusem, choć były chore. Z drugiej strony może być tak, że ktoś zmarł w domu już po przejściu choroby.
– Takie analizy też prowadzimy (...). Nie jesteśmy jednak w stanie jednoznacznie przeprowadzić dzisiaj chociażby oceny kart zgonów. To zadanie stoi przed instytutem (NIZP-PZH) wraz z GUS – powiedział.
Przyznał jednak, że za zwiększoną liczbę zgonów, którą obserwuje się już od października, mniej więcej w połowie przypadków odpowiada COVID-19. Zauważył że "ogromna część zgonów" dotyczy osób z chorobami współistniejącymi i osób powyżej 70 lat. Problem polega na tym – jak wskazał wiceminister – że te osoby zbyt późno trafiają do szpitala.
–Dużo zgonów stwierdzanych jest przez służby ratownictwa medycznego. To nie są zgony w karetkach. To są zgony, które ratownictwo stwierdza już po dojechaniu do domu pacjenta – wyjaśnił.
Łącznie od początku epidemii wykryto 1 102 096 przypadków COVID-19, zmarło 21 630 chorych, a wyzdrowiało 792 119 zakażonych.