– Jeśli ktoś nie jest chory, to jest duże ryzyko, że zakazi się w takiej kolejce – denerwuje się nasza Czytelniczka, która dostała skierowanie na test na koronawirusa. W sobotę pojechała do jednego z punktów pobrań w Lublinie. Na wymaz czekało tam kilkanaście innych osób.
– Moja córka miała kontakt z nauczycielką, u której potwierdzono zakażenie koronawirusem. Cała nasza rodzina została objęta kwarantanną. Wszystko było w porządku, nie mieliśmy żadnych objawów. Ale dzień po zakończeniu kwarantanny dostałam silnej migreny i kataru. Lekarz rodzinny natychmiast skierował mnie na test – relacjonuje kobieta.
Uciekłam, bo się bałam
Na infolinii NFZ dostała informację o dwóch punktach wymazowych w Lublinie: przy Biernackiego i Spadochroniarzy.
– W sobotę pojechałam własnym autem na Biernackiego. Na miejscu zastałam kolejkę kilkunastu osób – opowiada. – Zadzwoniłam więc na Spadochroniarzy. Tam była możliwość umówienia się na test, ale dopiero we wtorek. Dlatego postanowiłam zaczekać w kolejce przy Biernackiego, ale po chwili stamtąd uciekłam – przyznaje.
Z jej relacji wynika, że w kolejce stali ludzie z objawami choroby, m.in. kaszlem.
– Jak można w taki sposób grupować ludzi i tak zorganizować punkt testowy, który w założeniu miał być mobilny. Każdy, kto przyjeżdża, miał się nie stykać z innymi osobami – oburza się kobieta. – Przecież w takiej kolejce czekają ci, którzy nie wiedzą, czy są chorzy. Jeśli faktycznie nie są, to jest duże ryzyko, że tam się zakażą.
Nie krócej niż dwie godziny dziennie
Na terenie naszego województwa działają 32 punkty wymazowe, które wykonują bezpłatne testy na koronawirusa (po skierowaniu przez lekarza). W Lublinie jest ich siedem: Biernackiego 9, Spadochroniarzy 9, Gębali 6, Grenadierów 3, Abramowickiej 2 oraz Al. Racławickich 23 i al. Kraśnickiej 100.
Działają cały tydzień, nie krócej niż dwie godziny dziennie. – Są punkty, w których wymazy pobierane są przez 3, 4 a nawet 6 godzin. Tak jest na przykład w szpitalu MSWiA w Lublinie. – tłumaczy Małgorzata Bartoszek, rzeczniczka lubelskiego NFZ. Jak dodaje „godziny te będą aktualizowane”. – Niewykluczone również, że w najbliższym czasie liczba punktów w Lublinie wzrośnie.
Dojazd blokują karetki
– Nasz punkt pobrań został zorganizowany z uwzględnieniem potrzeb pacjentów i dostępnych warunków – zapewnia Bartosz Jencz, rzecznik szpitala wojewódzkiego im. Jana Bożego w Lublinie, który odpowiada za punkt przy Biernackiego.
– W trakcie całej procedury nie ma żadnego momentu zmuszającego oczekujących pacjentów do grupowania się. Powinni zachowywać bezpieczny dystans. Trudno mi powiedzieć dlaczego nie wszyscy przestrzegają tych zasad. Pracownicy są zajęci rejestrowaniem pacjentów i pobieraniem wymazów – tłumaczy.
Jak dodaje, jest też możliwość pobrania wymazu od pacjenta w aucie. – Jeżeli nie jest to możliwe, to tylko w sytuacji kiedy wjazd do punktu jest zablokowany przez karetkę.
Rzeczy do naprawienia
Punkty pobrań znajdują się w każdym powiecie.
– W większości są to punkty stacjonarne, co wcale nie oznacza, że są gorzej zorganizowane. Przed wykonaniem testu można zadzwonić i zapytać o kolejkę, a potem wybrać ten, gdzie czeka mało osób – tłumaczy rzecznika NFZ.
NFZ zapewnia też, że sprawdza jak one działają.
– W piątek takie wizytacje prowadziliśmy w Lublinie. Na siedem punktów tylko w dwóch - przy ul. Biernackiego i Al. Racławickich – była kilkuosobowa kolejka – informuje Małgorzata Bartoszek.
Wojewoda lubelski przyznaje, że „są dwie rzeczy do szybkiego naprawienia”. – Chodzi o zwiększenie liczby punktów drive-thru m.in. w Lublinie, wydłużenie czasu ich pracy i zwiększenie obsady w niektórych punktach, bo zdarza się, że jest tam tylko jedna osoba. To jest niedpuszczalne – mówi Lech Sprawka.
Zapowiada też, że od piątku skierowanie na test wystawione rano musi zostać zrealizowane tego samego dnia. – Niedopuszczalnym jest, żeby czekać na pobranie próbki 2 albo 3 dni – stwierdza wojewoda.