Wczoraj w Waszyngtonie uroczyście otwarto nową rezydencję ambasadora RP. Sąsiaduje ona o dwa domy z rezydencją Hillary i Billa Clintonów, nieco dalej jest do rezydencji wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych, opodal ambasady Wielkiej Brytanii i Danii.
Wczorajszą uroczystość zaszczyciła obecnością sekretarz stanu Hillary Clinton. Witając ją ambasador Robert Kupiecki zażartował, że gdyby zabrakło jej w domu... cukru, to zawsze może pożyczyć jego szklankę u polskich sąsiadów.
Słuchając tych słów, jeden z gości znający dobrze Clintonów, zrobił dziwną minę i powiedział, że dowcip jest akurat kulą w płot, bo Hillary jest zwolenniczką diety i zdrowego odżywiania, w związku z czym tej "białej śmierci” nie zażywa.
Nie trzeba było czekać na ripostę. Sekretarz stanu natychmiast odpowiedziała ambasadorowi, że ona może mu zorganizować nawet cały worek cukru, gdyby mu zabrakło. "Zrobię co będę mogła. Będę zbierała po sąsiadach na całej ulicy” – puentowała Hillary Clinton.
Czteropiętrowy budynek, gdzie zamieszka polski ambasador został zbudowany w 1927 r. w stylu georgiańskim dla multimilionera, filantropa i konesera sztuki Paula Melona. Zaprojektował go znany architekt Nathan C. Wyeth, autor m.in. projektu wnętrza Gabinetu Owalnego w Białym Domu wybudowanego oraz , budynków biur Kongresu, wielu szkół, szpitali i rezydencji w Waszyngtonie.
Ostatnim właścicielem był Nicholas Brady, sekretarz skarbu w gabinecie George'a Busha seniora w latach 1988-93. Dom wystawiono na rynek nieruchomości za 10 mln dolarów. MSZ udało się utargować niespełna pół miliona. W chwili sprzedaży rezydencja liczyła około 970 metrów kwadratowych, 10 sypialni i siedem łazienek. Powierzchnia terenu wraz ogrodem to ok. 1550 mkw.
Podczas renowacji i adaptacji dobudowana została wielka sala widowiskowo-balowo-konferencyjna obficie wyposażona w nowoczesną aparaturę oświetleniową i audiowizualną.
Zdaniem Roberta Kupieckiego, nowa siedziba to nie jedynie wygodne mieszkania dla ambasadora i jego rodziny, ale przede wszystkim miejsce pracy. Przekonywał, że zaproszenie do rezydencji w kodzie dyplomatycznym ma rangę o wiele wyższą niż zaproszenie do ambasady czy do jakiegokolwiek innego miejsca publicznego.
Charakter budynku jest znacznie bardziej okazały niż polskiej ambasady przy 16 Ulicy. Na to pozwolić na organizację w rezydencji imprez na znacznie większą skalę i przez to budowanie Polsce należnego jej miejsca w stolicy Ameryki, gdzie rozgrywają się sprawy najważniejsze dla całego świata.
- Polska nie miała szczęścia w XVIII wieku, ale w XXI wieku jej potencjał jest nieograniczony – mówiła podczas otwarcia rezydencji Hillary Clinton.
Zauważyła, iż Amerykanie mieli szczęście, bo zdobyli wolność wcześnie. Historia Polski była dużo trudniejsza. Dlatego też satysfakcja z osiągnięć Polski, kiedy widzi się teraz, jak wielkie postępy poczynił naród polski mogą napawać podziwem.
Podziwem może napawać także nowo otwarta rezydencja. Robi wrażenie. Oby podobne wrażenie robiły sukcesy polskiej dyplomacji w relacjach polsko-amerykańskich.
Uroczystość otwarcia celebrowało ponad sto osób zaproszonych przez jej gospodarza. Zapowiadany wcześniej udział ministra Radosława Sikorskiego nie doszedł do skutku. Tego samego dnia, w Warszawie, przyjmowana była delegacja Chin na czele z premierem.