Komornik może zlicytować dwa samochody dłużnika, bo ten jest mu winien 22 złote. Oba auta są w pełnych wersjach wyposażenia. Łączna ich wartość to ponad 50 tysięcy złotych
Jego historia zaczęła się kilka miesięcy temu. W Szczecinie prowadzi warsztat samochodowy. Gdy klienci zaczęli się skarżyć na jednego z pracowników, zwolnił go. Ale zrobił to tak nieumiejętnie, że przegrał sprawę przed sądem. Musiał zapłacić byłemu już podwładnemu 1689 zł odszkodowania. Wyrok uprawomocnił się w marcu.
Krótko potem próbował skontaktować się z wierzycielem. Chciał się dowiedzieć na jakie konto ma przelać pieniądze. Wierzyciel nie odpowiadał. W końcu wysłał mu pieniądze przekazem pocztowym na adres zameldowania.
- Wydawało nam się, że skoro tak szybko realizujemy wyrok sądu, to nie może spotkać nas żadna krzywda, ani kłopot - mówi pani Magdalena, znajoma pana Grzegorza.
Okazało się jednak, że wierzyciel choć nie odebrał pism z prośbą o wskazanie konta, zawiadomił komornika, że pieniędzy jeszcze nie dostał. Na początku kwietnia komornik wszczął postępowanie egzekucyjne. Oprócz odszkodowania dla pracownika domagał się zwrotu kosztów zastępstwa adwokackiego (bo wierzyciel wynajął kancelarię prawną), swojego wynagrodzenia oraz kosztów korespondencji. Łącznie prawie 2300 zł. W międzyczasie pieniądze wysłane pocztą wróciły do dłużnika. Nie wiadomo dlaczego wierzyciel ich nie odebrał.
- Gdy zobaczyliśmy, że pieniądze wróciły, poinformowaliśmy o tym komornika i przelaliśmy je na jego konto. W jego kancelarii pokazałam dowód wpłaty - opowiada pani Magdalena.
Mimo to, tydzień później komornik podjął decyzję o zajęciu dwóch samochodów należących do Grzegorza P. Okazało się, że nadal żąda 2300 złotych. Po dwóch dniach od zajęcia aut, pieniądze zostały przekazane asystentowi komornika w warsztacie Grzegorza P.
- Myśleliśmy, że to już wreszcie koniec. Ale okazało się, że zalegamy jeszcze kilka złotych za listy polecone, które komornik do nas wysyłał - tłumaczy pani Magdalena.
Dlatego komornik nie cofnął postanowienia o zajęciu aut. W kancelarii komorniczej dłużnik dowiedział się, że jest jeszcze winien 5 zł i 65 gr. To koszty wysłanej korespondencji.
- Gdy mama przyszła zapłacić tę kwotę okazało się, że nie może. Bo nie policzyli jeszcze kosztów całej korespondencji wysłanej do nas - dodaje pani Magdalena.
W środę komornik Sylwester Stępień poinformował, że zaległa kwota to ostatecznie 22 złote i 60 groszy. Jeśli nie zostanie uregulowana nie zwolni samochodów z zajęcia i nie umorzy sprawy.
- Egzekucja zajętych samochodów to ostateczność. Taki straszak, aby spłacić zaległość. W tej sprawie może doszło do jakiegoś nieporozumienia, ale nie wynika to z naszej złośliwości. Gdy mój pracownik odbierał pieniądze w warsztacie poinformował, że trzeba poczekać na zakończenie sprawy, bo może być jeszcze jakaś kwota do dopłaty za korespondencję. Teraz trzeba ją zapłacić - powiedział komornik Sylwester Stępień.
źródło: Stracą lexusa przez 22 zł. Komornik chce zabrać luksusowe auta, żeby odzyskać pieniądze za wysłane listy - www.gs24.pl