Wystarczyła chwila, by stary, betonowy nagrobek runął wprost na pięcioletnią Marysię. Dziewczynka trafiła do szpitala w stanie krytycznym. Sprawę bada prokuratura.
Podczas wizyty na cmentarzu na pięcioletnią Marysię runął ciężki, betonowy krzyż ze starego, powojennego nagrobka. Dziewczynka podczas upadku dodatkowo zraniła głowę, uderzając o kant płyty nagrobnej.
- To była sekunda. Nawet nie wiem, czy w tym momencie zapalałem znicz, czy poprawiałem kwiaty. Marysia stała obok mnie i to był moment, usłyszałem jakby kamień się kruszył i potężne uderzenie – relacjonuje Rafał Mucha, ojciec dziewczynki. I dodaje: - Cała siła uderzyła w głowę, krzyż leżał na jej głowie.
- Miała zamknięte na wpół oczy, krew strasznie leciała z jej ucha – mówi Beata Lisek, matka pięciolatki.
Stan krytyczny
Przerażeni rodzice natychmiast wezwali pogotowie. Dyspozytorzy skierowali na miejsce śmigłowiec. Dziewczynka traciła przytomność.
- Córka trzy razy wymiotowała, dwukrotnie miała drgawki, było bardzo dużo krwi – opowiada Rafał Mucha. I przyznaje: - Czułem się bezsilny, bo nic nie mogłem zrobić. Tyle tylko, co dostawałem informacje od dyspozytora. Mierzyłem córce puls. Najgorsze było czekanie.
Dziecko przetransportowano do szpitala w Poznaniu. Marysię z licznymi obrażeniami czaszki natychmiast operowano.
- Dziecko trafiło do nas w stanie krytycznie ciężkim. Zaintubowane przewieziono na oddział intensywnej terapii, gdzie po szybkiej konsultacji i badaniach obrazowych zdecydowano o pilnym zabiegu neurochirurgicznym – mówi prof. Przemysław Mańkowski ze Szpitala Klinicznego w Poznaniu. I dodaje: - Kości pokrywy czaszki były w wielu miejscach złamane, natomiast nie doszło do uszkodzenia centralnego układu nerwowego.
Kto jest odpowiedzialny?
Sprawę wypadku bada prokuratura. Śledczy zbierają materiał dowodowy, który powoli ustalić zakres odpowiedzialności ze strony administratora cmentarza oraz właścicieli grobu. Zniszczony grób przez wiele lat mógł nie być odwiedzany przez krewnych zmarłej. Do sprawy zostanie powołany biegły.
- Policjanci zabezpieczyli miejsce zdarzenia, były przeprowadzone oględziny. Tego samego dnia przesłuchana została matka pięciolatki. Zostało wszczęte dochodzenie z artykułu 160, czyli narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia – mówi asp. sztab. Anna Osińska z Komendy Powiatowej Policji w Gnieźnie.
- Jeżeli chodzi o kwestie cmentarzy, to mamy ustawę z 1959 roku – utrzymanie cmentarzy wyznaniowych i zarządzanie nimi należy do związków wyznaniowych. W tym momencie mówimy o parafii – wskazuje asp. sztab. Anna Osińska.
Stare nagrobki
W przeszłości mieszkańcy mieli informować proboszcza o wielu starych, nieodwiedzanych nagrobkach, które zagrażają bezpieczeństwu.
- Nie powinno być tak na cmentarzu, żeby było zagrożenie dla ludzi – mówi Mieczysława Andrzejak, która miała informować księdza o jednym z uszkodzonych grobów.
Zgodnie z prawem, obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa na terenie cmentarzy ciąży na administratorze. Czy parafia czuje się odpowiedzialna za wypadek Marysi?
- Mi nikt nie zgłaszał tego, jeśli tak było, to proszę podać mi nazwisko. Albo zróbmy konfrontację, bo naprawdę czegoś takiego nie kojarzę – twierdzi ks. Robert Waszak, proboszcz parafii Łopienno. I przyznaje: - Nie powinno tak być, ale nikt nie przepuszczał, że to spadnie.
Rodzice pięciolatki wierzą, że stan ich córki wkrótce zacznie się poprawiać.
- Żeby ona, chociaż się odezwała, żeby z powrotem powiedziała „mama”, albo chociaż zapłakała. Ona nic nie mówi, nie wydaje żadnego dźwięku, nawet nie przełyka – ubolewa pani Beata.
- Wiem, że jeszcze daleka droga przed nami. Cały czas oglądam zdjęcia Marysi. Patrzę, jakim była żywym i szczęśliwym dzieckiem. Mam nadzieję, że wróci do poprzedniego stanu. Na tę chwilę jest masę zagrożeń dla niej, nawet nie zdajemy sobie z nich sprawy. Na pewno będzie miała problem ze słuchem, nie wiadomo, jak będzie z mową, bo na razie nie mówi – dodaje pan Rafał.
Oprócz stresu związanego z wypadkiem Marysi, rodzice dziewczynki są pogrążeni w żałobie po synu Eryku. Rok temu starszy brat Marysi i Amandy zmarł podczas dyskoteki. Przyczyną śmierci okazało się pękniecie krwiaka mózgu. To właśnie jego grób odwiedzała rodzina.
- Syn przewrócił się na dyskotece i już go nie odratowali. I teraz córka koło niego… mi się to w głowie nie mieści – mówi pani Beata. I zaznacza: - Gdy idzie się do grobu mojego syna, widać dużo zniszczonych grobów. Za chwilę może stać się kolejna tragedia. Nasza córka przeżyła cudem, ktoś powinien ponieść za to odpowiedzialność. I ktoś powinien się za to wziąć.