Po katastrofie smoleńskiej ktoś na terenie Rosji manipulował przy telefonie prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego ustaliła, że odsłuchiwano pocztę głosową – donosi "Nasz Dziennik”.
Prokuratura wojskowa uznała, że można tu mówić jedynie o dzwonieniu na cudzy koszt (Kancelarii Prezydenta), a nie o wykradaniu informacji i przekazała sprawę cywilnym śledczym. W "Naszym Dzienniku” napisano, że ostatecznie stwierdzono, że nie doszło do popełnienia przestępstwa.
Mec. Piotr Pszczółkowski, który reprezentuje w śledztwie smoleńskim Jarosława Kaczyńskiego, nie ukrywa zdziwienia. Twierdzi, że nie chodzi o narażenie Kancelarii Prezydenta na kilka czy kilkanaście złotych kosztów odsłuchania w roamingu poczty głosowej, tylko o to, że "ktoś po prostu grzebał przy telefonie prezydenta”.
Jak podkreśla "Nasz Dziennik”, pełnomocnicy rodziny Kaczyńskich nie mogli nawet interweniować w tej sprawie, bo nie mieli w niej statusu pokrzywdzonych i nie wiedzieli o takim postępowaniu.