Prezydent RP Bronisław Komorowski spotkał się dziś z prezydentem Stanów Zjednoczonych Barackiem Obamą. Rozmawiano m.in. o współpracy militarnej i energetycznej, a także o zniesieniu wiz dla Polaków jadących do USA.
Wizyta Bronisława Komorowskiego potrwa dwa dni. Spotkanie z Barackiem Obamą nie było jednak pierwszym punktem programu. Wcześniej polski prezydent zwiedził Muzeum Holocaustu.
Tam doszło do wzruszającego spotkania z Zevem Baranem, konsulem honorowym RP w Tel Awiwie. Żydowska rodzina Baranów i polska rodzina Komorowskich przyjaźniły się ze sobą przed wojną na Wileńszczyźnie.
Stryj polskiego prezydenta (po którym otrzymał imię) i ojciec konsula honorowego byli w konspiracji i zostali razem aresztowani przez Saugumę, tajna policję litewską, która oddał ich ręce hitlerowców. Obaj zostali razem rozstrzelani w Ponarach w maju 1942 roku. Przyjaźń Baranów i Komorowskich przetrwała do dziś.
Po południu prezydent będzie miał wykład w German Marshall Found of the United States, gdzie zapewne będzie mówił o roli Polski na arenie europejskiej, jak i w relacjach euroatlantyckich. Stamtąd uda się na zwiedzanie Narodowej Galerii Sztuki.
Wieczorem Bronisław Komorowski wyda kolację w Blair House, rezydencji gości prezydenta USA, położonej vis a vis Białego Domu.
Ten historyczny budynek gościł wiele głów państw, w tym także polskich przywódców, m.in. gen. Władysława Sikorskiego, Lecha Wałęsę i Aleksandra Kwaśniewskiego. Na kolację prezydent zaprosił uczonych amerykańskich i prezesów korporacji.
Przed kolacją polski prezydent spotka się z prezesem Kongresu Polonii Amerykańskiej Frankiem Spulą. Dla wielu spotkanie to jest nieco zaskakujące, zważywszy bardzo bliskie relacje tej polonijnej organizacji z Lechem Kaczyńskim i PiS.
W polonijnym Chicago, gdzie mieści się siedziba KPA, Kaczyński i PiS wygrywali wszystkie wybory z ogromną przewagą nad politycznymi rywalami.
Po śmierci prezydenta Kaczyńskiego, Kongres sprawiał wrażenie wspierania idei lobbowania na Kapitolu za amerykańskim śledztwem w sprawie katastrofy smoleńskiej.
Poseł PiS Antoni Macierewicz wręcz upiera się, że obiecał mu to Frank Spula. Ostatecznie jednak Kongres zdecydował się nie agitować za amerykańskim zaangażowaniem w sprawę śledztwa smoleńskiego i uznał, że byłoby to mieszanie się w sprawy wewnętrzne Polski.
Wywołało to gniewne reakcje PiS i... zaowocowało – jak twierdzą ludzie z kręgów KPA – umieszczeniem w programie prezydenckiej wizyty spotkania Komorowski–Spula w Blair House.
Jutro prezydent Komorowski rozpocznie dzień od śniadania z profesorem Zbigniewem Brzezińskim. Potem złoży wieniec na Grobie Nieznanego Żołnierza na nekropolii narodowej w Arlington. Polonia spekulowała, że Komorowski odwiedzi też grób Jana Karskiego, bohatera Polski, Izraela i USA, ale – jak dotąd – nic o takich planach nie wiadomo.
Następnie wyleci do Cleveland w stanie Ohio i złoży wizytę w Cleveland Clinic, uznawanym za najlepszy szpital na świecie. Tam sukcesy medyczne święci polska lekarka, profesor Maria Siemionow, która zapisała się w historii światowej medycyny pierwszą udaną transplantacją ludzkiej twarzy.
Tam też pracuje profesor Tomasz Rogula, prowadzący pionierskie zabiegi z zakresu chirurgii metabolicznej, w tym operacyjnego leczenia... cukrzycy.
Bronisław Komorowski spotka się także z Polonią w tamtejszym Polsko-Amerykańskim Centrum Kultury im Jana Pawła II, co będzie ostatnim akordem amerykańskiej wizyty.
Amerykańskie media nie wykazują większego zainteresowania wizytą polskiego prezydenta. Zajmują się głównie 30. rocznicą śmierci Johna Lennona.
Wśród tematów dnia jest także próba zreformowania przez Obamę podatków od nieruchomości, co miałoby zdrowo uderzyć Amerykanów po kieszeni.
Innym szeroko komentowanym tematem jest śmierć Elizabeth Edwards, żony byłego kandydata na wiceprezydenta USA, która przegrała walkę z nowotworem.
Prof. Michael Szporer, wykładowca dziennikarstwa i nauk politycznych w University of Maryland, tak komentuje dla "Dziennika Wschodniego” stosunki polsko-amerykańskie:
"W Białym Domu, a konkretnie w Narodowej Radzie Bezpieczeństwa nie ma doradcy do spraw polskich, co jest swego rodzaju kuriozum. Jest Michael McFaul, znany rusolog ze Stanford, a problematyka polska przypada pani Elizabeth Sherwood Randall z Harvardu, która jest specjalistką do spraw NATO.
Zajmuje się ona także południem byłego imperium sowieckiego oraz Ukraina i Turcją. Nie ma więc głębokiego zrozumienia rejonu Centralnej Europy czy nawet konkretnej strategii w tym kierunku.
Z tego wywodzą się gafy historyczne, typu ogłoszenie zmiany polityki przez prezydenta Obamę wobec tarczy antyrakietowej w dniu... 17 września br., czyli rocznicę napaści Sowietów na Polskę. Polska jest raczej postrzegana przez obecną administrację jako część strategii globalnej, głównie wobec Rosji i tyko częściowo UE.
Różni się ten kierunek myślenia zdecydowanie od poprzednich administracji prezydenta Busha i Clintona, kiedy funkcję doradcy-eksperta do spraw Polski oraz Środkowowschodniej Europy pełnił były ambasador USA w Polsce Dan Fried.
W tym kontekście można zrozumieć, dlaczego Waszyngton interesuje się tak wyraziście współpracą z Rosją i zacieśnianiem rosyjskiej współpracy ze strukturami NATO.
Oczywiście dla strony polskiej jest to kierunek trudny, dla wielu nawet sprzeczny z interesami państwa, jednak – jak sugerują bardzo optymistyczne wypowiedzi szefa polskiej dyplomacji Radka Sikorskiego w " Economist” – do pokonania.
Ważne jest, aby Polska dobrze rozumiała swoją rolę i nie przeliczyła się ze swymi możliwościami, jak to zrobiła już parę razy w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi, a nawet z Rosją.
Nie zgadzam się z opiniami tych z polskich ekspertów i komentatorów, którzy mówią dziś, że problem tarczy antyrakietowej był dla USA zawsze częścią gry z Rosją. Polska nie jest dostatecznie widoczna w Waszyngtonie i nie prowadzi tu profesjonalnego lobbingu swoich interesów. Przegrywa wyraźnie porównanie z innymi krajami, nawet znacznie mniejszymi, jak choćby bałtyckie, a tym bardziej z Rosją.
Lobbing polski i wpływy polityczne są minimalne. Jest to częściowo długofalowy problem polityki polskiej już od wielu lat. Dodatkowo potęgowany brakiem pomysłu Polski na Polonię. I pomysłu Polonii na siebie samą.
Dlatego nie jest w polskim interesie obrażać się na USA, jak to robi wielu politycznych "guru” w Warszawie, tylko obrać korzystną i realistyczną strategię oraz zacząć wreszcie dbać o swoje interesy. Jak wielokrotnie powtarzał, za brytyjskim klasykiem, profesor Jan Karski: "Państwa nie mają przyjaciół, państwa mają interesy”.
Cele polityki zagranicznej powinny być konkretne, a nie filozoficzne lub abstrakcyjnie nie dopasowane do istniejących realiów. Problemem wizerunkowym Polski w świecie jest postrzeganie jej, wraz z jej polityką, przez pryzmat politycznych rozgrywek w Warszawie.
Klasycznym stereotypem jest "opinia”, iż to PiS jest bardziej proamerykański, a PO prounijna. Ale to nie jest prawdą, gdyż ani PiS, ani PO nie są pod tym względem strukturami jednorodnymi. Nie były tak powszechnie dwubiegunowo postrzegane, nawet przez Polonię.
Ciekawe czy wizyta prezydenta Komorowskiego okaże się bardziej skuteczna w uwodzeniu prezydenta Kongresu Polonii Amerykańskiej Franka Spuli czy prezydenta USA Baracka Obamy".