Młody, przystojny, wysportowany, elokwentny. Nadzieja demokracji w kraju rządzonym przez kabaretowego despotę. Bohater mediów. A do tego rodzinnie związany z Polską, czym się chętnie chwali. Kto? Henrique Capriles Radonski, 39-letni kandydat na prezydenta Wenezueli.
Staje przeciwko niezwykle popularnemu aktorowi telenowelowemu Simónowi Pestana, reprezentującemu partię Chaveza. Ku wielkiemu zaskoczeniu, Capriles Radonski zdobywa 79,2 procent głosów. Dla Chaveza jest to szok.
Rządzi Barutą do 2008 roku. Chavez próbuje go wyeliminować, fundując mu groteskowy proces o... zamach na ambasadę kubańską w Caracas, poprzez odcięcie w niej prądu i uwięzienie ambasadora.
Prokuratorzy chavezistowscy portretują Radonskiego jako syjonistę, faszystę i polskiego agenta watykańskiego w jednym. W taki właśnie sposób łączą fakt żydowskiego pochodzenia po matce, katolicyzmu po ojcu oraz podziwu dla polskiego papieża Jana Pawła II oraz Lecha Wałęsy. Zostaje uwięziony na 120 dni.
Po dwuletniej rozprawie, Radonski zostaje ostatecznie uniewinniony z wszelkich zarzutów. W 2008 roku zostanie wybrana gubernatora największej pod względem ludności wenezuelskiej prowincji Miranda. Pokonuje Diosdado Cabello, zastępcę Chaveza, otrzymując 65 procent głosów.
Teraz Caproles Radonski zamierza wysadzić z siodła samego Hugo Chaveza, którego jest zdecydowanym i bardzo konsekwentny przeciwnikiem. Wcześniej, 12 lutego, musi wygrać prawybory. To jednak uważane jest za formalność. Prawdziwa wojna odbędzie się 7 października br., w dniu wyborów prezydenckich.
Jak mówią Wenezuelczycy, Chavez zrobi wszystko, aby powszechnie lubiany, uśmiechnięty i pragnący skierować kraj ku normalnej demokracji Radonski nie wygrał. Może posunąć się do wszystkiego. Nawet zamachu. Chyba że sam nie dożyje... – dodają, robiąc aluzję do choroby nowotworowej dyktatora.