Adwokat oskarżonego o udział w Holokauście Johna Demjaniuka uważa, że powinien on być traktowany "nawet na równi” z ocalałymi z obozu zagłady w Sobiborze, gdyż również on musiał pracować tam na rozkaz Niemców.
Przed sądem w Monachium jeden z obrońców Demjaniuka Ulrich Busch argumentował, że jego klient zasiada na ławie oskarżonych, podczas gdy dowódcy obozu w Sobiborze w innych procesach zostali uniewinnieni. Na tej podstawie zarzucił sędziom i prokuratorom stronniczość i samowolę.
Oburzenie obecnych na sali rozpraw wywołało stwierdzenie adwokata, że Demjaniuk był w takiej samej sytuacji jak więźniowie obozu. Oskarżony twierdzi, że został przez hitlerowców zmuszony do współpracy. W przeciwnym wypadku miała mu grozić śmierć.
Sam 89-letni Demjaniuk został do sali monachijskiego sądu wwieziony na wózku inwalidzkim. Przez cały czas znajdują się przy nim lekarze. Zgodnie z opinią biegłych lekarzy, oskarżony może uczestniczyć w procesie maksymalnie przez trzy godziny dziennie.
Prokuratura zarzuca mu współudział w zamordowaniu w obozie koncentracyjnym w Sobiborze prawie 28 tysięcy osób.
Marek Bem, dyrektor Muzeum Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego, którego filią jest muzeum byłego obozu, zauważa, że proces zwraca uwagę świata na okrucieństwa Niemców w Sobiborze. Jest ważny i dla świadków tamtego ludobójstwa i dla poznania historycznej prawdy.
Bem zacytował jednego z ocalałych z Sobiboru, Tomasza Blata, który powiedział, że Demjaniuk powinien przynajmniej opowiedzieć to, co widział w obozie. Byłoby to kolejnym dowodem hitlerowskich okrucieństw.
Tomasz Blat nie pamięta Demjaniuka, ale jest oskarżycielem posiłkowym na jego procesie. Powiedział, że chce spojrzeć w oczy dawnemu strażnikowi.
Niemcy, opuszczając Sobibór, zniszczyli obóz i zatarli wszelkie ślady. Jego dzieje są nadal przedmiotem badań historyków.