Arnold Schwarzenegger, gubernator Kaliforni i gwiazda Hollywood, nie przyjedzie do Łodzi. I nigdy o to nie zabiegał – jak podawały media. My pytamy czy on w ogóle wiedział, że ma... jechać?
News szybko rozszedł się po świecie, także wśród społeczności żydowskiej tradycyjnie czułej na akty upamiętniania Holocaustu.
Z doniesień polskich mediów można się było dowiedzieć, jak władze Łodzi były zaskoczone życzeniem Schwarzeneggera i jak szybko na nie zareagowały wysyłając oficjalne zaproszenie. „Terminator” miał się dowiedzieć o martyrologii getta, szczerze wzruszyć i okazać solidarność.
Podawano nawet, kto z nim przyleci: dyrektor Centrum Wiesenthala Efraim Zuroff i burmistrz Los Angeles Antonio Villaraigosa. Z obecnością tego drugiego wiązano nadzieje na sfinalizowanie umowy partnerskiej pomiędzy Łodzią i Los Angeles.
Spekulowano nawet czy obecność Scharzeneggera nie przyćmi innych gości, w tym prezydentów i premierów wielu państw, jacy mają także zawitać do Łodzi.
O szczegóły „zaskakującego” kontaktu gubernatora Kalifornii z Łodzią zwróciliśmy się do jego biura prasowego. Rzecznik Jeff Macedo potrzebował dobrej chwili, aby ochłonąć po pytaniu o łódzką eskapadę jego szefa. Następnie odpowiedział, że żadne podróże zagraniczne gubernatora nie są w tym roku planowane ze względu na stanowe cięcia budżetowe.
Kalifornia ma już deficyt sięgający 25 mld dolarów i stoi na skraju... bankructwa. – Nie wierzę, aby mogło dojść do takiej wizyty – konkludował Macedo. Tym bardziej egzotyczna wydała mu się informacja, że to sam Schwarzenegger starał się o zaproszenie.
Znajomy dziennikarz z prestiżowego „Los Angeles Times” dodaje: – Schwarzenegger jest powszechnie krytykowany za sposób zarządzania Kalifornią i uważany za przyczynę jej krachu finansowego. Gdyby faktycznie zdecydował się na taką eskapadę za pieniądze podatników, opinia publiczna zmiażdżyłaby go – słyszę.
Próbujemy dowiedzieć się czegoś w Łodzi. Rzeczniczka prezydenta miasta Marzena Korosteńska potwierdza, że wie o zainteresowaniu gubernatora Kalifornii przyjazdem, ale nie wie, w jaki sposób zostało ono okazane. Ratuszowi miał to przekazać komitet miast partnerskich pracujący nad połączeniem Łodzi i Los Angeles. Kieruje nas do Agnieszki Ostapowicz, rzeczniczki komitetu organizacyjnego obchodów.
– W Los Angeles jest grupa polskich twórców filmowych, m.in. Holland, Sokolimowski, Rybczyński, Starski, która lobbuje za partnerstwem z Łodzią. Sam pomysł rzuciła żona prezydenta RP Maria Kaczyńska. Przypuszczam, że wiadomość mogła wyjść z tej grupy. Ja usłyszałam o zainteresowaniu gubernatora Schwarzeneggera przyjazdem na obchody naszych uroczystości od Jarosława Nowaka, pełnomocnika prezydenta miasta ds. kontaktów z diasporą żydowską – mówi Ostapowicz.
Rzeczniczka sugeruje kontakt także z Mariuszem i Jarosławem Olbrychowskimi. Pierwszy jest reżyserem na stałe mieszkającym w Los Angeles, drugi prywatnym producentem filmowym w Łodzi. Kończą właśnie film dokumentalny o łódzkim gettcie „Piekło na ziemi obiecanej”.
– Nie wiem komu Arnold Schwarzenegger przekazał, że chce być na obchodach w Łodzi. Gdyby to nawet była prawda, nikt nie powinien tej informacji przedwcześnie ujawniać, a już na pewno nie wtedy, kiedy nie dysponował oficjalnym, pisemnym potwierdzeniem. To wbrew wszelkim zasadom dyplomacji. Może to był jakiś dyletancki PR obliczony na wywołanie rozgłosu wokół obchodów, co – jak się okazuje – powiodło się – mówi Jarosław Olbrychowski.
On z kolei doradza kontakt z Konsulatem Generalnym RP w Los Angeles, który jest w kontakcie z tamtejszą częścią komitetu na rzecz partnerstwa tego miasta z Łodzią. Rozmawiamy więc z konsul Małgorzatą Cup. Też wyraża zdziwienie nagłaśnianiem wizyty gubernatora bez potwierdzenia tego z jego urzędem. Wie natomiast, że w Łodzi na pewno nie będzie burmistrza Antonio Villaraigosy.
Wymieniany dyrektor Centrum Wiesenthala w ogóle nie urzęduje w Los Angeles, tylko w Izraelu. Co zaś do zaproszenia z Łodzi dla Arnolda Schwarzeneggera, to istotnie wpłynęło, a jego urząd ma na nie odpowiedzieć do końca lipca br.
Fakt nadejścia zaproszenia potwierdza także Jeff Macedo z biura prasowego gubernatora. Ale jeszcze raz powtarza: „Nie wierzę, aby doszło do takiej podróży”.
W końcu udaje się nam też dodzwonić do Jarosława Nowaka, pełnomocnika prezydenta Łodzi ds. kontaktów z diasporą żydowską: – Jestem niemile zdziwiony. Piętnaście minut temu przyszedł faks z biura gubernatora Arnolda Schwarzeneggera, że nie przyjedzie do Łodzi – słyszymy.
Były więzień getta łódzkiego, Morris Blatt z Nowego Jorku mówi, że to co się wyprawia w Łodzi, to czyste kuglarstwo. – Poszło w świat, że Schwarzenegger jedzie i sam się wpraszał. Jak nie pojedzie, Żydzi poczują się obrażeni, Polacy powiedzą, że zlekceważył zaproszenie i nikt się wtedy nie będzie zastanawiał, że on sam mógł o niczym nie wiedzieć. Po żydowsku to się nazywa: hucpa – mówi Blatt.
Kiedy po rozmowie z Nowakiem informujemy go, że Schwarzenegger powiadomił Łódź, że nie przyjedzie, Blatt wzdycha i mówi: – Wszechmogący czuwał...
PS.
Zapowiadanego – przy okazji Schwarzeneggera – na obchodach w Łodzi prezydenta Izraela Szimona Peresa też nie będzie, bo od dawna wiadomo, że ma inne plany.