Złodzieje są sprytni, nie przebierają w środkach i mają gdzieś życie pasażerów. – Walka z nimi to prawdziwa wojna – mówią sokiści. I jak na wojnie, padają strzały.
– Uwinęli się w dwadzieścia minut – rozkłada ręce Piotr Krywult, dyrektor Zakładu Linii Kolejowych w Opolu. – Odcięli napięcie, obcięli druty, pocięli je, włożyli do samochodu i odjechali...
Kolej na gangi
Kradzieżami na kolei zajmują się coraz częściej zorganizowane gangi z województwa śląskiego. Tylko w tym roku na Opolszczyźnie złomiarze ukradli prawie 30 kilometrów trakcji wartej na czarnym rynku 780 tysięcy złotych.
W ubiegłym roku ich łupem padło 20 kilometrów trakcji wartej 760 tysięcy, a w 2007 roku 21 kilometrów trakcji wartości 953 tysięcy złotych.
– To straty liczone po cenie złomu. W rzeczywistości tracimy trzy razy więcej. Musimy kupić nową sieć, zamontować ją, do tego dochodzą spóźnienia pociągów – wylicza Krywult. – Poza tym, podczas kradzieży złomiarze większe straty powodują, niszcząc nasze mienie, niż warte jest to, co ukradną.
Wojna!
Walka ze złodziejami trakcji kolejowej to prawdziwa wojna. – Oni nie stosują się do żadnych reguł – mówi Andrzej, sokista z kilkunastoletnim stażem. Ze względu na charakter pracy nie chce zdradzać nazwiska. Rok temu podczas pościgu za złodziejem musiał użyć broni.
– Dostaliśmy rozkaz, żeby pojechać w rejon Myśliny, gdzie kilka dni wcześniej złodzieje ukradli trakcję z linii kolejowej Kluczbork–Fosowskie – wspomina. – Kiedy patrolowaliśmy okolicę, zobaczyliśmy trzech mężczyzn, którzy na nasz widok zaczęli uciekać. Dwaj z nich wskoczyli nawet do rzeki...
Sokiści rzucili się w pogoń. Jeden ze złodziei trzymał wielkie metalowe nożyce do cięcia metalu.
– Baliśmy się, że wpadnie mu do głowy, żeby ich użyć przeciwko nam – opowiada sokista. – Wyjąłem więc broń i strzeliłem w powietrze. Zatrzymał się.
Blokada
Innym razem patrol brał udział w samochodowym pościgu za złomiarzami. Sokiści otrzymali wiadomość, że w okolicach Zębowic są złodzieje trakcji. Pojechali tam razem z policjantami.
Scenariusz podobny był do tego z poprzedniej akcji. Na widok mundurowych złodzieje rzucili się do ucieczki. Dwóch pobiegło do lasu, jeden wsiadł do hyundaia i zaczął uciekać.
Sokiści gonili go volkswagenem transporterem. Przez radio kontaktowali się z policjantami i mówili im, w którą stronę jedzie złodziej. Udało się go zatrzymać 20 kilometrów dalej, w Dobrodzieniu. Zrezygnował z ucieczki, kiedy zobaczył policyjną blokadę.
Przebierają się za grzybiarzy
Złomiarze nie przebierają w środkach, aby wywieść w pole sokistów. Żeby nie dać się rozpoznać, na akcje jeżdżą poprzebierani za ekipy remontowe albo... za grzybiarzy.
– Mają koszyki, wiaderka i udają, że zbierają jagody lub grzyby – mówi Krzysztof, sokista z Opola.
Tak było w listopadzie w okolicach Szumiradu. Sokiści dostali informację od dyżurnego, że na szlaku Kluczbork–Fosowskie jest zanik napięcia telefonicznego. Pojechał tam patrol z Kluczborka. Okazało się, że złodzieje ukradli kabel.
– W poszukiwaniu złodziei szliśmy wzdłuż torów. W pewnym momencie z naprzeciwka nadszedł mężczyzna z wiaderkiem – wspomina Krzysztof.
– Powiedział, że jest na grzybach i się zgubił. Wydał nam się jednak podejrzany, poprosiliśmy, żeby pokazał nam podeszwę buta. Okazało się, że pasuje do odcisku znalezionego na miejscu kradzieży. Złodziej przyznał się do winy i pokazał, gdzie schował pocięty kabel. Leżał w lesie przykryty mchem i gałęziami.
Amatorzy i zawodowcy
Złodzieje wpadają coraz częściej. Tylko w tym roku na Opolszczyźnie sokiści zatrzymali 109 sprawców kradzieży.
– Złomiarzy można podzielić na dwie kategorie – mówi Adam Radek, rzecznik prasowy Komendy Regionalnej Służby Ochrony Kolei we Wrocławiu. – Pierwsza, to amatorzy, którzy chcą szybko zarobić. Z tymi nie mamy w zasadzie większych problemów. Zdecydowanie gorzej sprawa wygląda w przypadku grup zorganizowanych.
Członkowie takich szajek doskonale znają się na funkcjonowaniu urządzeń kolejowych. Potrafią wyłączyć prąd o napięciu 3000 voltów płynący w trakcji elektrycznej. Potem specjalnymi nożycami tną druty. Zdarza się również, że kradną linie pod napięciem.
Będzie kiedyś katastrofa
Złodzieje robią się też coraz bardziej bezczelni i niebezpieczni. Kiedyś kradli elementy kolejowe z nieczynnych linii. Teraz coraz częściej biorą się za te, po których jeżdżą pociągi pełne ludzi.
– A to może doprowadzić do niewyobrażalnej katastrofy – mówi Sławomir Krzanowski, zastępca komendanta rejonu Straży Ochrony Kolei w Opolu. – Zwisający przewód może na przykład wybić szybę w elektrowozie i ranić czy nawet zabić maszynistę. Nie mówiąc już o tym, że zwisająca trakcja jest niebezpieczna dla przechodzących obok ludzi.
Łupem złodziei padają także urządzenia SHP, czyli elektromagnesy samoczynnego hamowania pociągu, montowane m.in. przy semaforach czy wjazdach na stacje. To jedno z najważniejszych urządzeń dbających o bezpieczeństwo pasażerów oraz obsługi pociągów. – To taki strażnik czuwający nad tym, żeby nie stracić kontroli nad pociągiem – mówi Piotr Krywult.
A nie dostanie więcej niż 20 zł
Kiedy skład przejedzie nad SHP, w lokomotywie najpierw zapala się lampka ostrzegawcza, a potem włącza się sygnał dźwiękowy. W takim przypadku maszynista musi nacisnąć specjalny przycisk.
– Jeśli na przykład zaśnie lub zasłabnie, pociąg automatycznie zacznie hamować – wyjaśnia inspektor Radek. – Złodziej za taką miedzianą cewkę w skupie nie dostanie więcej niż 20 złotych, a stwarza wielkie niebezpieczeństwo dla setek ludzi.