Za dwie nowe, samoobsługowe kabiny toaletowe Kraśnik zapłacił… 200 tys. zł. - Za tyle można kupić dwupokojowe mieszkanie w Lublinie - mówią zbulwersowani mieszkańcy.
- To nie są przenośne kabiny typu toi-toi. Są podłączone do kanalizacji, wykonane z nierdzewnej stali, co ułatwia mycie i dezynfekcję - zachwala Daniel Niedziałek z Urzędu Miasta. - W środku jest muszla, pisuar, umywalka, podajnik na mydło i papier toaletowy. Do tego światło i ogrzewanie. Niedziałek dodaje, że w przetargu wystartował tylko jeden producent.
- Za 200 tysięcy to można zrobić coś porządnego, choćby chodnik. A toalety mogłyby być przenośne - komentuje pan Wiesław, kraśniczanin z ulicy Chopina.
- Za taką kwotę można kupić 45-metrowe mieszkanie w Lublinie - mówi Piotr Sikorski z Biura Nieruchomości Kleczkowski.
Zaszokowany ogromnymi kosztami jest również Andrzej Cieśla, wójt Zakrzówka. W jego gminie przed kilku laty stanął podobny szalet. - Kosztował zaledwie 36 tys. zł, ale w środku jest porcelana, a nie stal. Za to wszystkie roboty ziemne, podłączenie wody i elektryczności wykonali moi ludzie. Wydałem jedynie tysiąc zł na materiały.
Tymczasem Kraśnik rozstrzygnął już przetarg na administrowanie toaletami. Wygrała go firma Wizjer, która należy do Iwony Kuczek. Mąż pani Kuczek wiele lat przepracował w kraśnickim magistracie, a jej siostra jest zastępcą burmistrza Kraśnika. Wizjer jest związany z miastem trzyletnią umową.
- Firma będzie płacić do miejskiej kasy 170 zł miesięcznie - mówi Niedziałek. - Opłaty za korzystanie z toalet (1 zł - dop. red.) trafią do Wizjera. Będzie on też mógł sprzedać powierzchnie reklamowe na ścianach toalet.
Nie wiadomo, jaki interes ma w tym miasto, bo - zgodnie z umową - to ono zapłaci za wodę i prąd, które zużyją szalety. Dla porównania: miasto równocześnie wynajmuje cztery przenośne toalety typu toi-toi, płącąc za nie 950 zł miesięcznie.