Jednym podpisem minister spraw wewnętrznych i administracji może przenieść dziesięć osób ze wsi Kolonia Wyżnianka do Kraśnika.
- Całe życie żyłem na wsi, a teraz chcą mnie na siłę przenieść do miasta. Nie zgadzamy się na to. Dlaczego ma o tym decydować jakiś minister? Przecież on tu mieszkać nie będzie - oburza się Roman Wagner, jeszcze mieszkaniec Kolonii Wyżnianki.
Miasto Kraśnik powiększa swoje terytorium. Od sąsiedniej gminy Dzierzkowice chce wziąć tereny, na których znajduje się obecnie cmentarz komunalny i dodatkowo też niewielki skrawek ziemi. Sęk w tym, że na tym właśnie kawałku znajdują się cztery domy, w których zameldowanych jest dziesięć osób. Ludzie ci nawet nie chcą słyszeć o przyłączaniu do miasta, mimo że dzieli ich od niego jedynie kilkumetrowa droga. Wyrazili się negatywnie podczas konsultacji społecznych. Na oddanie terenów nie zgodziła się również Rada Gminy.
Miasto nie zamierza rezygnować z kawałka zamieszkanego gruntu.
- Ten niewielki teren już jest związany z miastem mediami. Pozostawienie go w granicach gminy Dzierzkowice doprowadziłoby do sytuacji, w której z dwóch stron znajdowałoby się miasto, a z trzeciej byłaby ściana lasu. W ten sposób, po włączeniu w granice Kraśnika tylko cmentarza komunalnego, powstałaby enklawa gminy w mieście - mówi Jacek Dul, wiceburmistrz Kraśnika. Przekonuje, że na proponowanych zmianach mieszkańcy tylko zyskają. Nie poniosą nawet kosztów wymiany dowodów osobistych, gdyż taka wymiana jest bezpłatna. Miasto obiecuje im również długoletnie zwolnienia podatkowe.
- Skoro w mieście jest tak dobrze, to dlaczego burmistrz wyprowadził się do nas na wieś i dlaczego nie włączy całej wsi do Kraśnika? - pyta z oburzeniem pani Wanda z Kolonii Wyżnianki. Burmistrz Kraśnika, Piotr Czubiński, mieszka w Kolonii Wyżniance, jednak sam nie jest tam zameldowany, a jedynie jego żona.