Władze Kraśnika chcą zaciągnąć w przyszłym roku ponad 22 mln złotych kredytu. – To rozłoży miejskie finanse, bo miasto ma już 17 mln długów – grzmi opozycja.
Taki rozmach w inwestycjach na kredyt nie podoba się opozycyjnym radnym PiS. Przestrzegają przed krótkowzrocznym inwestowaniem.
– Nie można do tego stopnia zadłużać miasta. Kraśnik nie ma planu inwestycyjnego, u nas wszystko się odbywa od wyborów do wyborów. I to jest właśnie budżet na wybory – grzmi Mirosław Włodarczyk, przewodniczący klubu PiS w Radzie Miasta.
Władze miasta uspokajają. Twierdzą, że budżet został sprawdzony przez Regionalną Izbę Obrachunkową.
– To jest nadal bezpieczne zadłużanie się miasta. Wszyscy ekonomiści twierdzą, że w kryzysie jest łatwiej uzyskać tańszych wykonawców – odpiera zarzuty Zbigniew Nita, rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Kraśniku.
– To jest budżet burmistrza, który ma wizję zadłużania miasta. Ale nie można zadłużać się w nieskończoność. Już mamy 17 mln zł kredytu, a 28 mln zł wydanych na zalew to jest marnotrawstwo pieniędzy. A gdzie są pozyskane środki unijne na te inwestycje? – podnosi Włodarczyk.
– W obecnej dobie nie da się bez kredytu nic zrobić. Kredyt ma też stanowić zabezpieczenie własnego wkładu w momencie pozyskania środków zewnętrznych – odpowiada Nita.
Co o rozmachu inwestycyjnym sądzą mieszkańcy Kraśnika? – Niech miasto się rozwija, może w końcu przestaniemy być zaściankiem – mówi pan Zdzisław z fabrycznej dzielnicy miasta.
– Zadłużą się tak, że jeszcze nasze wnuki będą spłacać ten kredyt – twierdzi z kolei pani Janina, która jest przeciwniczką zbytniego zadłużania się miasta.