To cud, ze żyje. Miałam ze sobą różaniec, moglam sie tylko modlić - mówi 74-letnia Helena Jarosz spod Kraśnika. Ostatnie pieć dni spedziła na dnie starej studni.
Przez pierwsze dni pani Heleny szukala tylko rodzina. Policje powiadomili dopiero w niedzielny wieczór. - W poniedzialek rano na poszukiwania zaginionej ruszyli mieszkancy wsi i strazacy - relacjonuje Janusz Majewski z kraśnickiej policji. - Niestety, mimo dokladnej penetracji duzego obszaru nie udalo sie jej odnaleLc.
- Zaczynalam tracic nadzieje. Mialam czarne myśli, ze mama nie zyje, ze znajdziemy ją dopiero na wiosne, gdzieś w lesie - mówi drzącym glosem córka pan Heleny, Teresa Szymoniuk.
Nastepnego dnia rodzina przezyla szok. - Wezwano mnie na identyfikacje zwlok - opowiada córka. - W pobliskiej Rzeczycy znaleziono cialo kobiety, która wpadla pod pociąg. Boze, co ja przezylam zanim zobaczylam, ze to nie moja mama...
Poszukiwania trwaly nadal. We wtorek starszą panią znalazl syn. Do szpitala w Kraśniku przyjmowala ją doktor Maria Stepien, zastepca ordynatora oddzialu wewnetrznego. - Zdziwilam sie, bo oprócz kilku otarc i stluczen oraz lekkiego odwodnienia pacjentka byla w dobrym stanie. Po tylu dniach, to zaskakujące.
Od wtorku otwór studni zabezpieczają konary ścietego drzewa.