Nie tylko prowadzący bar z kebabem Egipcjanie padli ofiarą chuliganów. Wcześniej banda terroryzowała i demolowała też inne lokale. Przedsiębiorcy zarzucają policji opieszałość w działaniu. – W ostatni weekend w stronę mojego ogródka znowu poleciały butelki – opowiada Zbigniew Hendygiery
– Chuligani zaczęli się coraz bardziej panoszyć od mniej więcej roku – opowiada Zbigniew Hendygiery, właściciel ogródka piwnego, baru, restauracji i hotelu przy głównej ulicy miasta. – Szczególnie popisali się 4 sierpnia. Pojawili się u mnie przed południem. Awanturowali się, krzyczeli, aż żona zagroziła wezwaniem policji. Wtedy przenieśli się do ogródka po drugiej stronie ulicy, gdzie sytuacja się powtórzyła. Były przekleństwa, groźby i inwektywy pod adresem fryzjerki zajmującej lokal na piętrze. Aby się ich pozbyć, właściciele baru musieli go zamknąć.
Wieczorem banda rozebranych do pasa, pijanych, bosych i wytatuowanych mężczyzn wróciła do Hendygierego. – W ogródku miałem wtedy wielu fajnych gości, w tym całe rodziny – mówi przedsiębiorca. – Tymczasem ci znowu krzyczeli i pili swój alkohol. Kiedy zwróciłem im uwagę, jeden z nich cisnął butelką. Usłyszałem, że koniec ze mną, że już nie żyję. I wtedy zaczęła się demolka.
Chuligani zaczęli rzucać krzesłami i ławami. Jednego z gości skatowali tak, że pogotowie zabrało go prosto na OIOM. Innych gospodarz musiał wyprowadzać na zewnątrz tylnymi drzwiami. – Policjanci przyjechali pół godziny po wezwaniu – opowiada Hendygiery.
– W tym czasie napastnicy przenieśli się do parku. Nadal wydzierali się, pili wódkę i kąpali się w fontannie. Policjanci z dwóch radiowozów jedynie ich obserwowali. Dopiero kiedy dojechały dwa kolejne, banda została wylegitymowana i rozpędzona do domów. Po paru godzinach dwóch prowodyrów zatrzymano, jednak trzeci uciekł.
Policja i prokuratura wnioskowała o tymczasowe areszty dla zatrzymanych, ale sąd ograniczył się do objęcia ich policyjnym dozorem. Zabronił im także zbliżać się do lokalu pana Zbigniewa. – Policjanci wyhodowali sobie tych bandytów na swojej piersi – nie ma wątpliwości przedsiębiorca. – To próba sił, na coraz więcej sobie pozwalają.
Przedsiębiorca skarży się, że przez lata budował markę swojego lokalu, a teraz ludzie boją się do niego przychodzić. Oczekuje zdecydowanej reakcji policji. W tej sprawie – wraz z innymi przedsiębiorcami z Krasnegostawu – zwrócił się nawet do Biura Spraw Wewnętrznych przy KWP w Lublinie.
Sprawą chuliganów zajmuje się krasnostawska prokuratura. – Postępowanie dotyczy m.in. spowodowania ciężkiego uszczerbku na życiu i zdrowiu oraz zniszczenia mienia – mówi Zenon Bolesta, prokurator rejonowy w Krasnymstawie. – Wnikliwie analizujemy materiały zebrane przez policję i zapisy monitoringu. Ustalamy kolejne osoby i role, jakie odegrały w wydarzeniach z 4 sierpnia. Nie wykluczam kolejnych zatrzymań.
Na zarzuty o opieszałość Marek Kulibab z komendy w Krasnymstawie podkreśla, że 4 sierpnia patrole prewencji wspierane przez drogówkę podjęły kilka interwencji. – Dotyczyły jednej zmieniającej się liczebnie grupy – mówi Kulibab. – Efektem są postępowania karne, ale też sprawy o wykroczenia. Skutkują tym, że w mieście podobne awantury ustały – przekonuje.
Hendygiery jest innego zdania. W nocy w sobotę i niedzielę w stronę jego ogródka piwnego znowu poleciały butelki. Ciskali je kompani chuliganów objętych zakazem zbliżania się do lokalu.
– Chuligani rzeczywiście ostatnio sieją postrach. Zaczepiają ludzi bez powodu – mówi nam młody mieszkaniec miasta. – Jak chce się gdzieś wyjść, to trzeba się zastanowić, bo można oberwać. Policjanci powinni być bardziej stanowczy. Trzeba ich w końcu utemperować.