Tymek Skrajnowski urodził się w renomowanej klinice w niemieckim Munster. Tam czekał na niego zespół kardiochirurgów, aby zoperować mu serduszko. Teraz maluszka czeka kolejna operacja ratująca życie. Potrzeba na nią ponad 200 tys. zł.
– To, że nasz synek żyje, zawdzięczamy wspaniałym ludziom – mówi mieszkająca pod Krasnymstawem Joanna Skrajnowska, mama Tymusia. – Niestety, niebawem musimy znów stawić się w klinice w Munster. Teraz, w cieniu pandemii, nasza walka jest jeszcze trudniejsza, ale Tymuś nie może czekać! Bez kolejnej operacji jego serduszko może się zatrzymać.
Tymek wciąż ma tylko połowę serca. Na świat przyszedł 18 lutego tego roku. O tym, że ma tak poważną wadę serca rodzice dowiedzieli się już w 22 tygodniu ciąży. – Dowiodło tego połówkowe USG, które wykazało nieprawidłowy obraz serca. Po kolejnych badaniach zapadła diagnoza: krytyczna wada serca – HLHS. Zespół niedorozwoju lewego serca (HLHS) - ze skrajnie restrykcyjnym, praktycznie zamkniętym otworem owalnym. U Tymusia nie wykształciła się lewa komora serduszka i wszystkie jej struktury – zastawki, aorta… Badająca dziecko profesor poinformowała rodziców, że życie ich dziecka jest bardzo zagrożone, zdecydowanie bardziej niż innych dzieci z tą samą wadą.
– Dzięki pomocy życzliwych nam ludzi trafiliśmy w ręce prof. Edwarda Malca i współpracujących z nim polskich kardiochirurgów – mówi pani Joanna. – To właśnie oni osiągają najlepsze wyniki w leczeniu i korekcji tak poważnych wad. Ze względu na pogarszający się stan mojego dziecka na operację zdecydowali się już dzień po porodzie.
Wylaliśmy morze łez, widząc potem naszego synka w plątaninie kabli i rurek, z wielkim opatrunkiem na klatce piersiowej, w otoczeniu wielkich specjalistycznych maszyn.
W końcu nadszedł przełom. Z dnia na dzień stan zdrowia Tymka poprawiał się. Zaczął oddychać samodzielnie, bez wspomagania, jeść i przybierać na wadze. Saturacje diametralnie się poprawiły. Mimo to za kilka tygodni chłopiec musi wrócić do Munster, gdzie czeka go druga operacja ratująca życie.
– Na bieżąco monitorujemy stan serduszka Tymusia – dodaje pani Joanna. – Wysyłamy wyniki echo do kliniki i czekamy na decyzję lekarzy, kiedy będziemy mogli przyjechać. Ta decyzja może zapaść z dnia na dzień. Dlatego też musimy mieć zabezpieczone środki tak na operację, jak i transport medyczny. Jest niezbędny ze względu na stan synka i sytuację związaną z pandemią.
Tak jak przed pierwszą operacją tak i teraz rodzice Tymka ogłosili zbiórkę za pośrednictwem charytatywnego portalu. W obu przypadkach wystawione przez klinikę kosztorysy przekraczały ich możliwości finansowe. Pierwsza operacja kosztowała 367 tys. zł. Na drugą potrzeba ponad 208 tys. Zbiórka na portalu siepomaga.pl/tymek rozpoczęła się 27 kwietnia i potrwa do 30 maja. Do tej pory na konto Tymka wpłynęło już ponad 11 tys. zł.