Nie da się ukryć, że do restauracji "Rarytas” jechałem z wielkim sentymentem. Sentyment ów wziął się stąd, że w czasach studenckich jadłem tam flaki, które wymyślił i doprawiał Ryszard Sieczkarz. Człowiek, który stworzył legendę "Rarytasu”. Dziś "Rarytas”, starannie odnowiony, w eleganckich szarościach kusi kartą. I legendą.
Na dobry początek zamówiliśmy "Śledzia w śmietanie” za 7 zł i "Tatara” za 18. Na pytanie, z czego jest tatar, przemiła kelnerka szczerze odparła, że ze świeżej ligawy. Jak na ligawę tatar był drogi, nie siekany, tylko drobno przemielony, z bardzo drobno posiekaną cebulą i pieczarkami. Smakował, ale ligawy pan Sieczkarz by na kuchnię nie wpuścił. Śledź był słaby, goryczka z oleju sprawiła, że pół porcji zostało na talerzu. Nawet świeże piwo z beczki (4,50) i sok za 3 zł nie pomogły.
Postanowiliśmy zaszaleć z przekąskami na gorąco, które w karcie wyglądały zjawiskowo. Ja zamówiłem "Gęsie żołądki duszone w musie warzywnym z chrupiącymi grzankami” za 18 zł, M. – "Frykandelki (oryginalna pisownia) z piersi kurczaka z pieczarkami w delikatnym sosie śmietanowo-paprykowym” za 15 zł. Gęsinę uwielbiam, do żołądków mam słabość. Te z "Rarytasu” były świeże, z lekka twarde. Niby wszystko się zgadzało, ale zarówno w żołądkach, jak i w sosie nie było owego cudownego smaku, biorącego się z pasji do gotowania. Ot, taki porządny, stołówkowy smak. Frykandelki – delikatne i świeże – ucieszyłyby dzieci w przedszkolu lub pacjentów na diecie. Ale znów brakowało rasowego smaku.
Zupą dnia był "Barszcz zabielany z jajkiem” za 5 zł, dodatkowo zamówiliśmy "Flaki” za 8 zł. Kiedy dostaliśmy oba dania, na salę weszła grupa kilku osób. – Jedliśmy tu flaki 20 lat temu. Przyjechaliśmy z sentymentu – oświadczyli kelnerce.
Flaki z charakterystycznym kawałkiem masła na wierzchu (patent Sieczkarza), mimo że smaczne, były zbyt wodniste. Ugotowane na rosole z ogonów wołowych zasługiwały na lepszą wersję. Za to barszczyk był bardzo smaczny, "jak u mamy”, na głowę bił flaki.
Nadszedł czas na drugie. W karcie jest co wybierać. Są kultowe potrawy Sieczkarza: antrykot i "De volaile”, karp w śmietanie, medalion wieprzowy z jajkiem, zraz mielony z cebulką, stek z cebulką i wołowy rumsztyk. M. zamówiła "Wołowinę w śmietanie” (16 zł) oraz buraczki zasmażane za 4,50, ja "Schabowy z kostką” za 13, ziemniaki za 3,50 i kapustę zasmażaną za 4,50. W sumie za schabowego wyszło nam 21 zł, więc niemało.
Świeża wołowina, pokrojona w paseczki w świeżym sosie zagubiła swój smak. Ale to jeszcze nic. Mój schabowy z kostką został przez kucharza spieczony, panierka była brązowa, a soczysta kostka przestała istnieć.
Nasza ocena? Zapłaciliśmy 120 zł, bez deserów, kawy i herbaty. Tanio nie jest. Dajemy mocne trzy gwiazdki za dobrą, świeżą, stołówkową kuchnię z tradycją. Z nadzieją, że kucharze odnajdą legendarny smak "Rarytasu”.