Na 150 rocznicę strażacy z OSP w Łęcznej mieli dostać nowy, choć używany, wóz bojowy, bo ich star ma już 30 lat.
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować
Niestety nie zdążyli z przetargami i na urodziny nie będzie tak oczekiwanego prezentu. - Nic to, kupimy go zaraz po uroczystościach - mówi Stanisław Medyński, prezes OSP i strażak po dziadku
Już jutro, w niedziele będzie w Łęcznej wielka feta. Zjadą VIPy, podobno będzie sam Waldemar Pawlak, strażak wszystkich strażaków. Mszę polową odprawi arcybiskupa Józef Życiński. A orkiestry dęte z całego województwa hukną "Rycerzy Floriana”, hymn OSP.
Jak dziedzic z plebanem
Początek Ochotniczej Straży Pożarnej w Łęcznej to listopad 1858, kiedy to ks. Maksymilian Wrześniewski, proboszcz tutejszej parafii, w porozumieniu z Ludwikiem Grabowskim, dziedzicem majątku Podzamcze, zainicjowali powołanie straży ogniowej w Łęcznej. Bezpośrednim impulsem do powołania straży było ogromne zagrożenie pożarowe miasteczka z racji jego drewnianej zabudowy, a szczególnie z powodu dużych jarmarków, na które zjeżdżało się tysiące kupców.
- Ogromny pożar, jaki wybuchł w 1846 r. w mieście, strawił niemal cale jego centrum. Pożogi, do jakich doszło w latach 1856-1857, były nie mniej istotnym czynnikiem przyśpieszającym stworzenie Towarzystwa Straży Ogniowej - mówi Stanisław Medyński, prezes zarządu OSP w Łęcznej.
Panowie gaszą
O druhów w Łęcznej nie było trudno. Mieszczanie, szlachta - każdy chciał być, bo to była nobilitacja. Dziedzic Ludwik Grabowski, w porozumieniu z księdzem Wrześniewskim, zakupił w Warszawie dwie pompy gaśnicze. Straż czerpała wodę z Wieprza, bo wówczas nie było mowy o wodociągach. O stała dostawę wody podczas akcji gaśniczych dbała sekcja logistyczna, czyli kmiecie i ludność żydowska. W tym celu wykorzystywano beczki do wożenia wody z Wieprza.
Walczyli nie tylko z ogniem
Strażacy aktywnie uczestniczyli w wielkiej i małej historii, zarówno Łęcznej i jak naszego kraju. Po wydarzeniach 1905 r. w Rosji, które znacznie osłabiły rosyjskiego zaborcę, działalność strażaków ożywiła się. - Organizowano ćwiczenia bojowe, prelekcje oraz występy artystyczne, także o treści społeczno-politycznej - opowiada Medyński.
Tymczasem straż dorobiła się łącznie sześciu ręcznych pomp. W maju 1911 r. formalnie została zarejestrowana, jako Straż Pożarna w Łęcznej.
W okresie odzyskiwania niepodległości strażacy z Łęcznej rozbrajali Austriaków i Niemców. W latach dwudziestych ubiegłego wieku, osiemnastu strażaków miało do dyspozycji dwie sikawki konne, cztery sikawki ręczne, jeden hydrofor i wóz z beczką.
Czas na zmiany
W 1930 roku rozpoczęto budowę remizy. Dwa lata później starzący mieli już własny "dom”. Niestety, nie zawsze udawało im się samodzielnie wygrać z czerwonym kurem. W czerwcu 1939 r., na ul. 3 Maja, wybuchł pożar, który błyskawicznie się rozprzestrzenił, pochłaniając przeszło 100 budynków. Ten pożar gasiło setki strażaków, z Lublina, Garwolina a nawet z Warszawy.
Po wojnie, w 1949 roku OSP kupiła pierwszy samochód, z demobilu. W 1962 roku zakończono budowę wieży widokowej, z której strażacy wypatrywali zarzewia ognia. Dziś to już tylko zabytek.
Za strażakiem panny patrzą
W 1982 roku w Łęcznej powstała jednostka Zawodowej Straży Pożarnej. Mimo, to miejscowa OSP nadal była popularna. - To jest realizacja młodzieńczych marzeń. Wyjazdy, koledzy, wspólne akcje, samochód. Trochę jak dzieci. Ale tak to już jest - śmieje się Piotr Kwiatkowski, w straży od 18 lat.
- A i dziewczyny jakoś bardziej się oglądają za mundurem - dodaje z uśmiechem Kwiatkowski. - Tak naprawdę, każda drużyna OSP to zespół dobrych kumpli, którzy mogą na siebie liczyć w najtrudniejszych sytuacjach.
Czekamy na nowe auto
Dziś OSP w Łęcznej to 33 druhów i jeden, wielki, czerwony problem: stare auto. 30-letni jelcz jeżdżi tylko i wyłącznie dzięki zaangażowaniu strażaków. - Na obchody chcieliśmy kupić nowy wóz bojowy. Burmistrz dał pieniądze, Zarząd Główny OSP się dorzucił, tylko nie zdążyliśmy z przetargiem. No nic, będziemy się chwalić wyremontowaną remizą, a nowy wóz bojowy kupimy po uroczystościach - dodaje Medyński.
Kwiaty na grobie
Tradycja i pamięć o kolegach to podstawa. - Co roku składamy kwiaty na grobach naszych druhów. Zawsze podczas Dnia Strażaka idziemy odwiedzić ks. Maksymiliana Wrześniewskiego, który na pewno na nas patrzy jak jedziemy do pożaru - kończy Stanisław Medyński, jeden z 6 pokoleń strażaków ochotników z OSP w Łęcznej. - Szkoda tylko, że nie wiemy, gdzie leży dziedzic Grabowski. Jemu też należy się nasza pamięć.