Władze miasta znalazły środki na przebudowę drogi w Starej Wsi Kolonii. Zadanie będzie kosztować prawie 1,2 mln złotych.
Na początku listopada łęczyńscy urzędnicy rozstrzygnęli ogłoszony miesiąc wcześniej przetarg na remont drogi w Starej Wsi Kolonii. Zadaniem zajmie się PBI Infrastruktura oraz PBI WMB, a roboty zakończyć mają się w pierwszej połowie przyszłego roku.
Przy drodze mieszka m.in. sołtys Artur Stec. Ten sam, który wiosną tego roku stanął na czele grupy inicjatorów odwołania burmistrza Łęcznej, Leszka Włodarskiego. Choć udało im zebrać 2393 głosy, co wystarczyłoby do przeprowadzenia referendum, inicjatorzy z przekazania ich komisarzowi zrezygnowali, a karty z podpisami zniszczyli.
Nie dla „krzykaczy”
"Referendum miało być sposobem wywarcia wpływu na władze Gminy Łęczna w kierunku większej otwartości na mieszkańców i wsłuchiwania się w ich głos. Byliśmy przekonani, że osób myślących w podobny do nas sposób, które jednocześnie zaangażują się w cały proces zbierania podpisów, będzie więcej. Rzeczywistość jednak bardzo szybko zweryfikowała zaangażowanie największych krzykaczy w naszej gminie" – pisał w połowie roku Artur Stec, tłumacząc rezygnację z przeprowadzania referendum.
– Na początku wierzyliśmy, że nam się uda. Zaangażowaliśmy się na sto procent. Ale dzień przed ogłoszeniem wyników naszej akcji, ilości zebranych podpisów, jeden z radnych, Piotr Kotuła, zniszczył część kart. Tych, które sam zebrał. Do dzisiaj nie wiem dlaczego to zrobił. Dla nas wszystkich to był czytelny sygnał, że na opozycję nie możemy już liczyć. A sami nie poradzilibyśmy sobie z dotarciem do wystarczającej liczby mieszkańców, by to referendum mogło się udać – tłumaczy sołtys, Artur Stec. – Droga w Starej Wsi nic do tego nie miała. O tym, że będzie przetarg dowiedziałem się dopiero w październiku.
Karty
Co ciekawe, radny Kotuła najpierw przyznał się do zniszczenia kart z 70 podpisami, a potem, gdy sprawą zaczęła interesować się prokuratura, ze swoich słów się wycofał. Dzisiaj tłumaczy, że kart w ogóle nie było.
– Przyznałem się do zniszczenia tych podpisów pod wpływem emocji. Czułem wtedy presję, o której nie chciałbym mówić. To nie była prawda. Ja niczego nie niszczyłem, bo nie miałem czego. Nawet nie zbierałem podpisów – zapewnia samorządowiec. – Czuję rozgoryczenie po tym, co się stało. Sądzę, że jestem dzisiaj atakowany dlatego, że ogłosiłem start w wyborach, gdzie będę ubiegał się o stanowisko burmistrza – dodaje Piotr Kotuła.
Zjedli „tort porażki”
Rozczarowany jest także sołtys Starej Wsi Kolonii: – Przecież my w czerwcu mieliśmy już tort z okazji zebrania odpowiedniej ilości podpisów pod referendum. Niestety, nasz tort zwycięstwa stał się tortem porażki. Nie mogliśmy jednak postąpić inaczej, bo nie chcemy, żeby ktoś się nami wysługiwał. Ślizgał się naszym kosztem – mówi Artur Stec, przypominając o tym, że opozycyjni samorządowcy, mimo deklaracji wsparcia referendum, ostatecznie w jego przeprowadzeniu nie pomagali. Zniszczenie części kart, do którego radny Kotuła dzisiaj się nie przyznaje, miało przelać czarę goryczy.
Tymczasem burmistrz Łęcznej upadek kolejnej próby jego odwołania przyjmuje ze spokojem. Całe zamieszanie po stronie opozycji nazywa "politycznymi zagrywkami".
Na pytanie o to, czy zapłacił sołtysowi budową drogi za wycofanie się z referendum – zaprzecza.
Droga planowana wcześniej
– Droga w Starej Wsi Kolonii była przewidziana do realizacji w tym roku, jeszcze zanim doszło do próby zorganizowania referendum. Liczyliśmy na dotację z "Polskiego Ładu", ale nie udało nam się jej zdobyć, więc postanowiliśmy wykonać ten remont z własnych środków. Uznaliśmy, że ten milion złotych jesteśmy w stanie na ten cel przeznaczyć – mówi Leszek Włodarski. – Sugestie mówiące o tym, że budowa tej, czy innej drogi, ma jakiś związek z referendum to insynuacje – ocenia burmistrz. – Szanuję wszystkich mieszkańców, także tych, którzy mnie nie popierają. Uważam jednak, że zarządzanie miastem i gminą to pewien proces. Taki, który powinien zostać oceniony w odpowiednim czasie, na koniec kadencji, podczas wyborów.