Rozmowa ze Stanisławem Stachowiczem, prezesem Lubelskiego Węgla Bogdanka
• W poniedziałek wieczorem rzecznik ministra skarbu poinformował, że Bogdanka nie zostanie włączona do Grupy Centrum. Górnicy przyjęli tę wiadomość z radością, ale i nieufnością, gdyż nie była to pierwsza złożona im przez ministra obietnica. Tym razem mają wierzyć?
- Powinni uwierzyć, bo jakie jest inne wyjście? Osobiście myślę, że do 1 lipca nie udałoby się połączyć Bogdanki z Eneą i Kozienicami, a to zablokowałoby im drogę do wejścia na Giełdę Papierów Wartościowych. Bogdanka byłaby dla nich w tej chwili kulą u nogi. Dlatego decyzja o wyłączeniu kopalni z konsolidacji miałaby racjonalne uzasadnienie. Co jednak nie przesądza ostatecznie naszych losów.
• Rzecznik ministra podkreślał, że połączenie nie jest planowane "na chwilę obecną”. Co to może oznaczać?
- Traktujmy to sformułowanie w kategoriach dyplomatycznych. Ministerstwo nie chce sobie zamykać furtki. A co będzie dalej? Czas pokaże.
• Było sporo czasu na to, żeby wyłączyć Bogdankę z konsolidacji. A jednak dopiero teraz, na tydzień przed 3-dniowym strajkiem w kopalni, minister ogłosił swoje stanowisko. To przypadek?
- Myślę, że nie. Nikomu na tym strajku nie zależy, ministerstwu także. Przypuszczam, że w tej sytuacji związkowcy odstąpią od protestu.
• Rząd przestraszył się lubelskich górników?
- Być może. Nasi pracownicy do tej pory pokazali niezwykłą determinację w dążeniu do utrzymania niezależności kopalni. Strajk byłby kulminacją narastającego od wielu miesięcy konfliktu na linii rząd - górnicy.
•Z jednej strony odstąpienie od konsolidacji, z drugiej jednak zabranie załodze nagród z zysku. Wreszcie nieudzielenie panu absolutorium przez Radę Nadzorczą, mimo świetnych wyników finansowych spółki. To wygląda trochę na zemstę ministra skarbu...
- Wiem, że jestem postrzegany jako ten, który broni niezależności kopalni, a więc wróg. Nic na to nie poradzę.