Gdy ptasi lokatorzy okazali się niewygodni, gniazdo zostało rozebrane. Para jest jednak wytrwała i nie chce się wyprowadzać. Teraz bociany kaleczą sobie nogi na słupie. Kto za to odpowiada?
Na rogu ulicy Cmentarnej z Willową, w odległości ok. 50 metrów od jeziora, do niedawna było jedyne w Firleju gniazdo bociana białego. Ptaki przylatywały tu od kilku lat, jednak od początku nie miały łatwego życia. Pierwsze gniazdo zostało zrzucone w 2022 roku, jednak po apelu do gminy, ówczesny wójt zgodził się na założenie metalowej platformy dla ptaków. Na umieszczonym tam gnieździe bociania para wychowała dwoje dzieci, które szczęśliwie odleciały z rodzicami do ciepłych krajów. Sielanka jednak nie trwała długo. Jak informuje nasz czytelnik, Tadeusz Bronakowski.
- Na początku marca 2024 r. platforma została zdemontowana, pomimo, że okres ochronny bocianiego gniazda już się rozpoczął. Na słupie został umieszczony pręt, który ma uniemożliwić ponowną budowę ptasiego domu. Bociany jednak powróciły w Wielką Sobotę i pomimo wystającego pręta rozpoczęły budowę nowego gniazda. Sęk w tym, że podczas pracy, stania i lądowania uszkadzają sobie skrzydła o wystający metal.
- Serce mnie boli, gdy na to patrzę. Ja o te ptaki od dawna walczyłem, ale jestem wyczerpany całą sytuacją. Nie mogę tak po prostu patrzeć na to, gdy ich nogi się kaleczą – mówi Tadeusz Bronakowski.
Według Kamila Piwowarczyka ze Stowarzyszenia „Szansa dla Bociana” zaistniała sytuacja jest niezgodna z prawem.
- Usuwanie gniazd poza okresem dozwolonym nie powinno mieć miejsca. Tym bardziej, że tak charakterystyczny ptak jak bocian zasługuje na jakiś lokal zastępczy. Jeżeli ptaki przeszkadzały komuś, to należało zamontować gniazdo na innym słupie. Tak właśnie powinno się robić, w granicach do 200 metrów – wyjaśnia aktywista.
Aby usunąć plandekę dla bocianów, decyzję w tej sprawie musiała podjąć Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska. Tak też się stało. Na miejsce przyjechali energetycy, którzy na to polecenie dyrekcji usunęli gniazdo 6 marca. Organizacja wydała na to pozwolenie, o które zabiegała gmina, według której gniazdo było zamieszkiwane tylko przez jednego osobnika. Powodem według RDOŚ-u miało być „zapewnienie bezpieczeństwa osób i mienia”.
- Gniazdo zlokalizowane było w bliskiej odległości od obiektu gastronomicznego oraz w bezpośrednim sąsiedztwie ogródka gastronomicznego, z którego w sezonie letnim korzystają mieszkańcy oraz turyści – wyjaśnia Tomasz Wąsik z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. I jak dodaje: - Bocian biały podlega ochronie gatunkowej ścisłej i w stosunku do tego gatunku obowiązują zakazy m.in. zakaz niszczenia, usuwania lub uszkadzania gniazd oraz niszczenia siedlisk, niemniej jednak istnieje ustawowa możliwość uzyskania odstępstwa od określonych zakazów - w przypadku braku rozwiązań alternatywnych – mówi.
Takie odstępstwo znalazła gmina Firlej, która chciała usunąć gniazdo ze względów sanitarnych.
- Obecność gniazda powoduje duże uciążliwości związane z zanieczyszczeniem odchodami ptaków terenu wokół gniazda, przez co konieczne było częste czyszczenie terenu i wyposażenia obiektu gastronomicznego. Ponadto do Urzędu Gminy Firlej wpłynęło wiele zgłoszeń od mieszkańców skarżących się, iż bocian niszczy okna i drzwi budynków mieszkalnych, uderzając dziobem o szyby, co stwarzało również zagrożenie dla samego ptaka, który się przy tym ranił. Bliskie sąsiedztwo bociana z ludźmi powoduje jego oswajanie się – wyjaśniają władze gminy.
Ptak (rzekomo jeden) miał ponadto wchodzić do restauracji, spacerować pomiędzy ruchliwymi samochodami i niszczyć ich karoserie. To jednak nie koniec historii. - W ubiegłym sezonie letnim doszło także do niebezpiecznego zdarzenia. Materiał, z którego bociany wybudowały gniazdo obluzował się i spowodował zwarcie linii energetycznej i tylko dzięki szybkiej reakcji straży pożarnej nie doszło do spalenia gniazda – twierdzi gmina.
Trud ptasiego życia
Według Kamila Piwowarczyka wystarczyło jednak tylko tę platformę zdemontować i przesunąć kilka słupów dalej. Takimi platformami dysponują chociażby energetycy, którzy podkreślają, że los bocianów jest dla nich ważny. PGE stawia nie tylko nowe plandeki, ale także buduje linie izolowane, aby ptaki nie poraziły się prądem.
- W okresie zimowym PGE Dystrybucja przygotowywała się do kolejnego „bocianiego sezonu”, odciążając i stawiając nowe platformy pod gniazda. W ramach prowadzonych prac eksploatacyjnych usunięte zostały początki konstrukcji gniazd powstałych w celach edukacyjnych młodych bocianów. Słupy z gniazdami zbudowanymi przez bociany bez platform, które zostały usunięte ze względu na wywołane ich obecnością awarie są sukcesywnie wyposażane w platformy – wyjaśnia Ewa Wiatr z lubelskiego oddziału PGE.
To jednak niejedyna sytuacja w ostatnim czasie, gdy bociany straciły swój dom. Napisała do nas czytelniczka, która informuje, że w gminie Konstantynów jest podobny problem – gniazdo tym razem zostało jednak zlikwidowane najprawdopodobniej w związku z planowaną budową drogi. Podobnie jak w przypadku z Firleja bociany wróciły do domu i próbują wić gniazdo na drutach. - Łzy cisną się same do oczu – mówi nasza czytelniczka.
- To jest przykre. Każdy bocian zasługuje na szczególną ochronę i troskę. Każde gniazdo, każdy osobnik jest na wagę złota. Zwłaszcza w okolicach, gdzie tych ptaków jest mało. Jeżeli w jakimś miejscu likwidujemy gniazdo i nie dajemy nic w zamian, to często możemy takie ptaki już stracić bezpowrotnie z tej okolicy. To, że usilnie budują gniazdo tam, gdzie zostało usunięte, wskazuje na to, że para ma dużą determinację.– mówi Kamil Piwowarczyk.
- Przyjęliśmy, że bociany wybiorą nowe, dogodniejsze miejsce, które nie będzie stwarzało zagrożenia dla ludzi oraz ptaków. Jeśli zajdzie taka konieczność dołożymy wszelkich starań, aby odpowiednio zabezpieczyć gniazdo bocianów wybudowane w nowej lokalizacji – zapewnia gmina.
Według Kamila Piwowarczyka argumenty gminy są bezzasadne, a bociany będą tam wracać, skoro próbują na nowo odbudować gniazdo.
- Nie ma czegoś takiego jak zła lokalizacja. Bociany przemierzają 12 tysięcy km, aby dolecieć tutaj. Jak pogoda sprzyja to po 200-300 km dziennie potrafią zrobić – mówi aktywista ze Stowarzyszenia „Szansa dla Bociana”. - One wracają do Polski wycieńczone drogą. Lecą drogami pustynnymi, gdzie nie ma jedzenia. Trafiają również na myśliwych i nowe zagrożenie – farmy wiatrowe. Można powiedzieć, że są takimi kombatantami. One przeżyły i widziały więcej niż jeden człowiek w ciągu swojego całego życia. Nie możemy o tym zapominać i wierzę, że gmina Firlej coś z tym zrobi.