W sześciu miejscach w Lubelskiem staną nowe, wielkie tablice dla kierowców. W całym kraju przybędzie ich ponad sto.
Tablice są pokaźne i widać je z daleka. Na żółtym tle widnieje napis „stop”. Jest także umieszczona czarna dłoń a w niej znany kierowcom znany znak „zakaz wjazdu”, a pod nim kolejny napis „zły kierunek”.
Pierwsze takie tablice Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad umieściła, w ramach pilotażu, w ostatnie wakacje. To było 10 sztuk. – Spotkały się one z pozytywną reakcją użytkowników dróg. Kolejne tablice pojawią się w miejscach, gdzie mimo stosownego oznakowania i samego układu jezdni wymuszającego prawidłową jazdę, niektórzy kierujący pojazdami łamią przepisy i stwarzają ogromne zagrożenie w ruchu drogowym - dla innych i dla samych siebie – informują drogowcy.
Dlatego GDDKiA ogłasza, że zaczyna montowanie kolejnych tablic. 111 sztuk zostanie umieszczonych w kilkudziesięciu miejscach w całej Polsce. To rejony węzłów drogowych i Miejsc Obsługi Podróżnych.
Na liście, jaką przedstawia GDDKiA są także lubelskie lokalizacje. To trasy S12, S17 i S19. W przypadku drogi ekspresowej numer 12 oznaczenia zostaną umieszczone przy MOP-ach Markuszów i Piaski Zachód. Na S17 wybrano MOP-y Niwa Babicka oraz Sarny, a jeśli chodzi o S19 to jest mowa o węzłach Kock Południe i Kock Północ. – Te miejsca zostały wytypowane do ustawienia znaków, bo w nich najczęściej dochodzi do tego typu sytuacji – przyznaje Łukasz Minkiewicz, rzecznik lubelskiego oddziału GDDKiA.
– Montaż tablic powinien rozpocząć się w pierwszej połowie marca. Nie wykluczamy również zamówienia kolejnej partii tablic – zaznaczają drogowcy.
Skąd w ogóle ten pomysł, aby uczulać kierowców, że jadą „pod prąd”? Okazuje się, że takie przypadki się zdarzają. W 2014 r. po skończonym kursie na linii 20 autobus miejskiej komunikacji publicznej (należał do prywatnej firmy) wracał z pętli w Dębówce do Lublina. Zamiast jechać starą trasą, wjechał na drogę ekspresową, ale pod prąd. Poruszał się lewym pasem z włączonymi światłami awaryjnymi. W 2017 roku w internecie furorę robiło nagranie z obwodnicy Lublina, gdzie jeden z kierowców zarejestrował (za pomocą kamery samochodowej) jadący w złą stronę auto. W 2019 roku na S17 w okolicy zjazdu na Rzeszów „pod prąd” jechał osobowy fiat. Z kolei w 2020 roku do sieci trafiło kolejne nagranie. Tym razem samochód jechał na trasie z Puław do Lublina. W tym samym roku kobieta jadąca fiatem, kiedy zorientowała się, że jedzie w złym kierunku, próbowała zawrócić w okolicy węzła Sławinek. W lutym 2021 roku kamery umieszczona nad obwodnicą Lublina uwieczniły, jak osobowa toyota jadąca w złym kierunku próbuje zjechać z trasy.
Co zrobić, kiedy jednak pojedzie się w złą stronę? – Jeżeli mamy jeszcze możliwość wyboru - wjedźmy w prawidłową łącznicę lub skręćmy w kierunku wyjazdu z MOP – radzi GDDDKiA i wyjaśnia, że w sytuacji, gdy nie ma możliwości „ucieczki” trzeba bezzwłocznie się zatrzymać w bezpiecznym miejscu (najlepiej na pasie awaryjnym i włączyć światła awaryjne). – Następnie z zachowaniem szczególnej ostrożności opuścić pojazd i jeśli to możliwe schronić się za barierą ochronną. Kolejną czynnością powinno być powiadomienie służby drogowej lub policji, które pomogą kierowcy wydostać się z „pułapki”. Pamiętajmy, żeby pod żadnym pozorem nie próbować samodzielnie zawracać! Powoduje to dodatkowe zagrożenie dla nas samych i innych uczestników ruchu. Takie manewry mogą skończyć się tragicznie – ostrzegają drogowcy.