Jest pierwszy akt oskarżenia w sprawie nielegalnych wysypisk śmieci w okolicach Lubartowa. Zakopywano tam toksyczne odpady z osiedli budowanych przez lubelskich deweloperów. Przed sądem stanie przedsiębiorca, który przyjmował takie transporty.
Chodzi o 44-letniego Michała K. Pisaliśmy o nim we wrześniu ubiegłego roku, kiedy został zatrzymany przez kryminalnych z komendy wojewódzkiej.
Przedsiębiorca prowadził dwie kopalnie piachu niedaleko Lubartowa – w miejscowościach Baranówka i Wólka Rokicka. Składował tam odpady komunalne i przemysłowe przynajmniej od 2015 r. do listopada 2016 r. – ustaliła prokuratura.
Buldożer wszystko zasypywał
Z ustaleń śledczych wynika, że o nielegalnych wysypiskach od lat wiedzieli mieszkańcy okolicznych miejscowości. Niektórzy właściciele działek, po wydobyciu piachu sami szukali dostawców odpadów. O problemie mówiono podczas zebrań mieszkańców, ale nigdy oficjalnie i do protokołu.
Według prokuratury, sprawa była znana także lokalnym władzom. Próbowały one przeciwdziałać, ale nieskutecznie. – Przyjeżdżała ciężarówka, zrzucała co miała zrzucić, a potem buldożer wszystko zasypywał – opowiadał nam jeden z mieszkańców Wólki Rokickiej, kiedy pojechaliśmy na miejsce.
W pewnym momencie jednak transporty były tak duże, że gospodarze wysypiska nie nadążali z ich zakopywaniem.
Opłacalny proceder
Okolicznym mieszkańcom zaczął dokuczać nieznośny fetor. Ludzie zaczęli masowo słać anonimowe skargi do władz, służb ochrony środowiska i policji. Zgłoszeń było tak dużo, że listopadzie 2016 r. sprawą zajęli się kryminalni. Potwierdzili, że na teren wyrobisk trafiają nielegalne transporty. Ustalili kto i czym przywozi odpady.
Okazało się, że to wyjątkowo opłacalny proceder. Legalne wysypiska, np. w Rokitnie czy Kraśniku inkasowały od 8 do 10 tys. zł za przyjęcie jednej ciężarówki ze śmieciami. Michał K. życzył sobie od 1 do 2 tys. zł.
Składowisko obok ujęcia wody dla Lubartowa
Prokuratorskie śledztwo ruszyło z początkiem 2017 r. Przesłuchano wielu świadków, w tym kierowców ciężarówek. W obawie przed karą ujawnili oni wiele cennych informacji. Śledczy namierzyli również największe składowisko należące do Michała K. – liczy ono blisko 4600 mkw. Znajduje się zaledwie 8 km od głównego ujęcia wody dla Lubartowa.
Śledczy postanowili przekopać teren należący do Michała K. Żadna z okolicznych firm nie była jednak skora do współpracy. Przedsiębiorcy tłumaczyli się brakiem sprzętu, wolnych terminów czy relacjami towarzyskimi. Prokuratura wynajęła więc ciężki sprzęt od firmy spoza naszego regionu, której nazwy nie ujawniono.
Nocne poszukiwania
Prace prowadzono w nocy. Teren zbadano za pomocą wiertnic i georadaru. Okazało się, że śmieci są już 30 cm pod powierzchnią gruntu i sięgają ponad 2 m głębokości. Wydzielały nieprzyjemną woń.
Po odwiertach, na teren dawnego wyrobiska wjechała ciężka koparka. Wykonano kilka wykopów. Okazało się wówczas, że odpady to głównie chemia budowlana pochodząca z inwestycji deweloperskich w Lublinie. Odpady mieli przewozić podwykonawcy pracujący dla dużych firm odbierających śmieci. Część transportów była również inicjatywą mniejszych deweloperów, którzy nie chcieli płacić za utylizację odpadów – ustaliła prokuratura.
Próbki z wysypiska przebadano w Ośrodku Badań i Kontroli Środowiska w Katowicach. Okazało się, że są one niebezpieczne dla środowiska. Co gorsza, odpady składowano na niewielkiej głębokości i na niezabezpieczonym terenie.
Śledztwo w toku
Michał K. był już czterokrotnie karany, m.in. za oszustwa. Podczas ostatnich przesłuchań w prokuraturze przyznał się do winy i wyraził skruchę. Zapewniał, że nie miał pojęcia, jakie śmieci trafiają na jego teren. Twierdził, że wspólnicy go oszukali.
Prokuratura Okręgowa w Lublinie skierowała właśnie do sądu akt oskarżenia przeciwko Michałowi K. Mężczyźnie grozi do 8 lat więzienia. Jednocześnie śledczy prowadzą dalsze postępowanie w sprawie osób zamieszanych w nielegalny proceder. Chodzi zarówno o odbiorców, jak i dostawców śmieci.
Toksyczne odpady nigdy nie zostały z ziemi usunięte.