(Maciej Kaczanowski)
Zabójca Pawła Marzędy z Lubartowa spędzi w więzieniu 25 lat. – Dlaczego tak krótko? – pyta matka zabitego.
– A dlaczego nie ma klauzuli, że może wyjść dopiero po 23 latach? – pytała po usłyszeniu wyroku Anna Marzęda, matka zamordowanego.
Skazany na 25 lat więzienia może ubiegać się o wcześniejsze zwolnienie po odsiedzeniu 15 lat. Krzysztof P. za kratkami spędził już pięć.
Pawła Marzędę zabił na początku lipca 2007 r. W warsztacie samochodowym w Kolonii Pałecznica pod Lubartowem uderzył go młotkiem. Potem wywiózł zwłoki do lasu pod Parczewem. Tam je zakopał.
Krzysztof P. i jego ofiara byli dobrymi kolegami. Pomagał Marzędzie w jego warsztacie. Gdy zbrodnia wyszła na jaw, pokazał policjantom, gdzie ukrył zwłoki. Ale na przesłuchaniach zrzucał winę na kolegów, twierdząc, że to oni zabili. Mężczyźni zostali aresztowani, ale ich sprawy zostały umorzone. Dziś domagają się odszkodowań. Jeden z nich domaga się 5 mln zł, drugi - prawie 700 tys. zł.
– Młody wiek, niekaralność, dobra opinia – wyliczał sędzia Mariusz Młoczkowski okoliczności łagodzące, które spowodowały, że Krzysztof P. nie został skazany na dożywocie.
Środowy wyrok jest prawomocny i kończy sprawę jednego z najgłośniejszych zabójstw w ostatnich latach popełnionych na Lubelszczyźnie. – Wyobraźcie sobie, że ktoś tak potraktował młotkiem wasze dzieci i wsadził do bagażnika – rozpaczała przed salą rozpraw Anna Marzęda. – Za coś takiego powinno być dożywocie.