Zenon Pietrak jest współwłaścicielem pola w Wysokiem w powiecie lubelskim, na którym składowane jest 20 ton używanych ubrań. – Leżały tam za moją zgodą i wkrótce miały zniknąć – twierdzi mężczyzna. – To nie jest odpowiednie miejsce do przechowywania takich rzeczy – ripostuje Teresa Kot, wójt gminy Jastków
O sprawie pisaliśmy w tym tygodniu. Na jednym z pól w Wysokiem pod Lublinem rozrzucono 20 ton używanych ubrań. Okoliczni mieszkańcy przeczesywali stertę, szukając dla siebie jak najlepszych ubrań. Policja szukała sprawcy, podejrzewając, że ubrania zostały tam zostawione bez wiedzy właściciela. Okazuje się, że było inaczej.
Tak przynajmniej twierdzi Zenon Pietrak, który przedstawił się jako współwłaściciel pola. Mężczyzna przyznaje, że wiedział o stercie. – Ubrania zostały przywiezione w miniony piątek. Kolega likwidował „ciuchland” i chciał, abym na kilka dni przechował je na polu. Później miał oddać ubrania do utylizacji – mówi.
Mężczyzna przyznaje, że nie sądził, że wieść o stercie tak szybko rozniesie się po okolicy. – Zabezpieczyłem ubrania drutami. Ktoś musiał je rozciąć nożycami do metalu. Wtedy ludzie zaczęli przeczesywać stertę – dodaje. Pietrak skarży się, że przez to został narażony na dodatkowe koszty. – Ustaliłem z władzami z gminy, że ubrania znikną do końca tego tygodnia. Uprzątnięcie tych 20 ton może kosztować nawet 10 tysięcy złotych – twierdzi.
– Ten mężczyzna przyznał, że zezwolił na składowisko. Jego tłumaczenie mnie nie przekonuje i uważam, że zachował się nieodpowiedzialnie. Pole to nie jest odpowiednie miejsce na przechowywanie takich rzeczy. Co by było, gdyby ktoś podpalił te ciuchy? – zastanawia się Kot. Kilka dni temu Urząd Gminy w Jastkowie zawiadomił o sprawie policję.
Pietrak nie został jeszcze przesłuchany przez mundurowych. – Gdy to zrobimy, wtedy zdecydujemy o ewentualnej odpowiedzialności za zaśmiecanie środowiska, które traktujemy jako wykroczenie – mówi podkomisarz Andrzej Fijołek z Zespołu Komunikacji Społecznej KWP w Lublinie.